KLIKNIJ TU, ZEBY OBEJRZEC ZDJECIA
juz druga wizyta w tym miescie uczy podstawowego: doswiadczenia z pierwszej na nic sie nie przydadza. to miasto wciaz sie zmienia w tak szalonym tempie, ze znikaja ulice, cale duze kwartaly szarej podstarzalosci sa wymieniane na smukla, blyszczaca nowoczesnosc. co w innym miescie by stalo, murszalo zaciekami, tu, musi ustapic miejsca kolejnej wizytowce, dumie, komfortowi. trzy dni szukalam hotelu w ktorym kiedys mieszkalam, dzis sladu po nim nie ma, gubilam sie na ulicach, nieustannie dziwilam, tu byla restauracja, tu wielki biurowiec, tu plac…
to miasto imponuje swoja perfekcyjnoscia, ladem, estetyka, dbaloscia o detale. nieprzyzwoicie bogate, niewiarygodnie ambitne, nie pozostawia przestrzeni najmniejszej nijakosci. jesli podziemne przejscie, to bedzie doswietlone swiatlem naturalnym, jesli niewielki skwerek, to tak zaaranzowany, by mozna bylo przysiasc, odpoczac od zgielku miasta. ulice centrum bez korkow, jakos dali rade namowic wiekszosc mieszkancow by korzystali z metra, metro nowoczesne, wciaz rozbudowywane, na stacjach zamiast loskotu nadjezdzajacych pociagow, cieply, kobiecy glos zalotnie nuci piosenke: train is comming, train is comming. w centrach handlowych jazz zastapil dudnienia pop’u. czysta(!!!) little india, poukladane china town, dzielnica kolonialna jak prosto spod igielki, wysokie, szklane centrum blyszczy blekitna czystoscia. dziesiatki festiwali dostepnych dla kazdego, projektow, instalacji, wydarzen, przegladow, pokazow, niespotykane gdzie indziej poczucie bezpieczenstwa, zycie na ulicach, w parkach, na tarasach…
i jedna w tym wszystkim zagadka. przeogromna wiekszosc spotkanych po drodze ludzi spedza w tym miescie niewiele ponad jedna, dwie noce, traktuje jako tranzyt, kwituje je: e! nie warto, przeciez to jak europa! i jedzie w dalsza podroz. nadziwic sie nie moge, szukam i szperam w pamieci: londyn, paryz, budapeszt, wieden, berlin, amsterdam, sztokholm, wilno, warszawa… i nijak nie znajduje zadnych takosamosci.