KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA
Taki eksperyment myślowy:
Chiński pociąg relacji Chengdu – Urumchi, 2920 kilometrów, według rozkładu bite 54 godziny podróży, według doświadczenia, jeśli zejdziemy poniżej 60, możemy się uważać za nie lada szczęściarzy. Klasa – hard seat. O tym, co znaczy klasa hard seat, za moment.
No. I wyobrazić sobie peerelowską babę w tym pociągu. Najlepiej jakąś urzędniczkę, z tych wyżej posadzonych, na przykład z Poczty Głównej albo cycatą, przy tuszy panią Lucynkę Słoninkę zza lady śródmiejskiego mięsnego, wszechwładną, zdecydowaną i gotową na wszystko. To by było coś. Awantura murowana.
Najlepszą obroną jest atak. Wpada więc do przedziału, rozpycha się, sapie znacząco, flankuje arsenałem waliz, siat i pakunków, opanowana do perfekcji perfidii komunikacyjna strategia przetrwania, Machiavelli to przy niej ciapowaty dzieciuch, do walki gotowi, na froooont!, siedzenie numer ten a ten, w zanadrzu uczepiony kiecki mały tłusty Kazio toczy się za mamusią, usiądziesz zaraz syneczku, kanapeczkę dostaniesz i ani ani na centymetr się nie ruszysz, długa droga przed nami.
Nooo. I niech się tylko trafi jakiś, co zajął jej miejsce…
Taki dajmy na to Tomek, co zajął miejsce tamtej Chinki. To przy oknie. Myśli zaczynają mi się nerwowo jąkać, kiedy oczami wyobraźni widzę panią Lucynkę zamiast pani Ping.
Ale wróćmy do hard seat. Klasa podróżna najniższa.
Kiedy ją oglądam, mam nieodparte wrażenie, że to było tak: pan Pong, obsesyjnie i z wiarą zapatrzony w kierunek jedyny słuszny, słynny konstruktor narzędzi tortur, dnia któregoś, przez przypadkową pomyłkę na górze, otrzymał nowy przydział pracowniczy, ciach-prach, zostaniecie obywatelu projektantem wagonów – sam zaszczyt – Chińskich Kolei Ludowych. Rad, nie rad, pan ów Pong posłusznie awansował i z wiernym entuzjazmem zaprojektował pociągowe wagony… jak potrafił najlepiej.
Żałuję, że nie zdjęłam wymiarów z owych szacownych ławek, będących na wyposażeniu klasy siedziska twarde kolei dalekobieżnych (do zapamiętania: zawsze w podróż zabierać miarkę, krawiecką, bo mimo wszystko).
Dominują tu kąty proste (żadnych niepożądanych zawirowań, nam obywatelu projektancie nie potrzeba) i jak nazwa wskazuje, jest twardo. Oraz arcypotnie i superodparzeniowo, bowiem nieposkromiony rozwój Państwa Środka wprowadził pewne ulepszenie oryginalnej konstrukcji – drewniane kiedyś siedziska zostały powleczone skajo-ropo-podobnym szarym gumoplastikiem. Na pierwszy, nieuważny rzut oka trochę to przypomina polskie pociągi podmiejskie, z tą tylko małą różnicą, że tu gdzie w Polsce jest dziesięć, tam w Chinach zdołają upchnąć siedzisk i piętnaście.
Niezawodny sprawdzian moralnego kręgosłupa. Stopy pod kątem prostym do łydek, łydki pod kątem prostym do ud, uda pod kątem prostym do tułowia. Zsuniesz się odrobinę – spadniesz. Spróbujesz usiąść ciut bokiem – spadnie sąsiad (tak, tak, dlatego właśnie ten Tomek na miejscu przy oknie, widać, że w peerelu urodzony).
A więc: plecki prosto, głowa dumnie do góry, kolana razem, dłonie na kolanach i… odliczamy. Już tylko 60 (dał bóg, inshallah, om mani…) godzin do Urumchi. Już tylko 59 i 55 minut…
Ommm…
I nagle babę z peerelu oraz pana Ponga przegania z wyobraźni barka Aquidaban kursująca leniwie nurtem Rio Paraguay. I nagle chwilę po niej, pojawia się autobus relacji La Paz – Bogota (if you know what I mean – 5 dni w autobusie). Do nich dołącza łódź ze Sihanoukville na wyspę, której nazwy nie znam. Oraz tamten busik z Lewoleby do Lamalery. A! I… Prrr, chyba skończę bo nie o lanserkę tu chodzi, że gdzie to nie byliśmy, ale o pewne zjawisko. Nie. Nie zjawisko. Fenomen.
Przyszło mi to do głowy na tamtej barce w Paragwaju, mniej więcej tymi słowy: „Jak ci wszyscy ludzie będę spać? Jak zamierzają się położyć, skoro na stojąco i siedząco wypełniają całą przestrzeń? To, że sobie poradzą, wiemy, nie możemy się tylko doczekać, żeby zobaczyć jak to zrobią” Polecam całą historię.
Od tamtej pory, pasjami, obserwuję ten fenomen. Rozciągających się przestrzeni. Kurczących się bagaży. Windujących cierpliwości, tolerancji i elastyczności. Zaskakujących otwartości i serdeczności. Jedziemy na jednym wózku.
Myśl przewodnia jest taka: wszyscy mamy naprawdę, kolosalnie przeje… ykhm… trudno, wszyscy tak samo, po równo, więc, na boga, nie róbmy, że będzie jeszcze gorzej.
A pan, pan nie będzie tu siedział. Pan tu będzie leżał. Wygodnie, całą drogę. Podobnie jak pan. I pani. I pan i pan. I ja.
Po(d)tekstowy bonus:
Wniosek: Człowiek narzeka tylko wtedy, kiedy ma umiarkowanie źle. Bo kiedy ma naprawdę strasznie, skupia całą swoją uwagę na tym jak by tu przetrwać.
Czyżby zatem w Polsce nie było aż tak okropnie? Wszak narzekamy na potęgę…
Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX
Pamiętam te siedzenia, ale nasza najdłuższa podróż to było Chengdu-Pekin, jakieś bagatela 30 godzin, ale wystarczyło, żeby spuchły mi całe stopy i łydki. A jakaś pani przed nami twardo przespała całą drogę, budząc się tylko na jedzenie, czyli trzeba sobie umieć radzić. No i strasznie podobało mi się to, że żadne miejsce nie marnowało się i nie było ani przez chwilę puste, ktoś szedł do toalety, na pół godziny siadał ktoś inny i tak w kółko. Od tego czasu nie mogę przeżyć gdy w PKP na korytarzu tłoczą się ludzie, a pierwsza klasa jedzie pusta.
Pozdrawiam serdecznie, nie wiem czy pamiętacie to wśród swoich barwnych wojaży, ale spotkaliśmy się pod koniec lipca w Chengdu w hostelu, gdy Tomek przypadkowo usłyszał jak ja i mój kolega rozmawiamy po polsku. Pozdrawiam, Marta 🙂
Heeej:)))
Pamiętamy, jasne, ze pamiętamy! I ściskamy najmocniej!
Ps. A żeby nogi nei puchły, to – podpatzryłam chińczyków – wstawać trzeba i ćwiczyć co godzinkę dwie. Ale tak, wiem, wiem, w chińskim pociągu nie jest lekko. No, chyba że na kuszetce, ale my jeszcze poczekamy kilka dekad nim przekroczymy takich luksusów progi:)
Dobrze wspominam siedzenia pakistańskiego ekspresu (?) do Lahore, gdzie dowiedzieliśmy się, że dwie osoby jednak są w stanie rozłożyć się do pozycji leżącej, korzystając nawzajem ze swoich siedzeń. Tak oto przestrzeń cudownie nam się rozmnożyła 🙂 No i to było tylko 40 godzin, więc w porównaniu ze strzałą Chin to po prostu nic.
Co do narzekania chyba rzeczywiście tak jest. W Polsce mamy przerąbane, ale nie nadmiernie przerąbane. Wielu, ale nie wszyscy. Choć, dziwnym trafem, ja ostatnio narzekam akurat na nasz transport zbiorowy.
Łukasz, czemu Ty nie śpisz o 04:16?
I czemu narzekasz na transport?