Ścieżka zdrowia

sciezka-zdrowia.jpg
KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA 

(Nie taki) krótki akt na 2 dramaty, 5 bagaży i stos zaskoczeń.
Występują: dramat M., dramat T., dwa rowery w wielkich pudłach, arcynieporęczny owinięty folią worek, zwyczajnie niewygodny worek, plecak, ogromnie wielu Chińczyków.

…….
ZAKOŃCZENIE:
Następny dzień; M. budzi się, przeciąga, otwiera oczy i …
M.: Tomek? Tomek jesteś tu? Gdzie my jesteśmy? Czy? O rany!
Wygląda przez okno i zauważa szyldy chińskie, znaki chińskie, billboardy chińskie. Dużo czerwonego. Jeden nie chiński napis: Chengdu.
M.:  Toooomek? Udałooo sięęę!???

…….
WPROWADZENIE:
Wcześniejsze doświadczenia z Chińczykami podpowiadają ci, że lekko nie będzie. Służbiści, formaliści, ludzie-wielki-mur, pozbawieni empatii kosmici odmawiający współpracy, o skrzywionych twarzach i skrzywionych nogach. Ale to nic, jesteś przygotowany. Umiesz liczyć? Licz na siebie, ktoś ci kiedyś powiedział i masz to zapamiętane. Plan masz prosty i zwięzły: lądujemy, odprawiamy się, odbieramy bagaże, składamy rowery, przepakowujemy rzeczy i autostradą (mapa wydrukowana dwa dni wcześniej, czeka) jedziemy na dworzec kolejowy północny (na kartce masz zapisaną po chińsku nazwę dworca). Tam, w zależności od tego, która będzie godzina (zakładasz, że raczej późna, bo po trzech nieprzespanych nocach każdy jest pesymistą) zostajemy albo wsiadamy w pociąg do Chengdu. Nie stresujesz się, bo na wykonanie planu dajesz sobie miesiąc. (Żeby się nie stresować).
Lotnisko w Chongqing.
Lądujesz. (Odhaczone). Odprawiasz się. (Odhaczone). Odbierasz bagaż. (Odhaczone). Nie pada. (Odetchnięte). Znajdujesz miejsce na złożenie rowerów (jest super) i nagle strzela ci do głowy pomysł (tego punktu nie ma w planie) – idziesz do informacji i pytasz:

M.: Dzień dobry pani, czy na tę tu autostradę (pokazujesz palcem na mapie) wpuszczą nas na rowerach?
Chinka 1, uśmiechnięta, ale po konsultacji z koleżanką trochę zawstydzona.: Obawiam się, że absolutnie nie.
Chinka 2, potakuje: Na pewno, na pewno nie.
Twój plan pada. (W tle dźwięk tłuczonych statków* i porcelanowych filiżanek).
* Babcia Sabinka tak zwykła mówić na patelnie i gary – czekaj no, statki zalać muszę, bo przylgną. 

…….
ROZWINIĘCIE:
Super miejsce na złożenie rowerów. T. czytający ulotkę ledwo wystaje zza pudeł.
T.: I co?
M.: (klnie) No źle no. Nie wpuszczą nas na autostradę. Nie wyjedziemy stąd.
T.: I co?
M.: (klnie) Pojęcia nie mam co.
Opcje masz dwie:
1. Składać rowery i tysiąc (no dobra, pięć) arcyniewygodnych tobołów zamienić na dwa wygodne, po jednym na osobę. Ale… z rowerami nie wpuszczą cię: na autostradę (to już wiesz), do autobusu i metra (to przypuszczasz), do pociągu (tak ktoś mówił). Słowem: nigdzie. Teoretycznie możesz jeszcze wsiąść na te rowery i pojechać, ale trochę nie wiadomo dokąd, bo jak wiesz od Chinki 1, z lotniska wyjechać można tylko autostradą, którą wyjechać nie możesz, a po lotnisku jeździć zabronione, no i jak tu rozbić namiot na betonie?
2. Nie składać rowerów i użerać się z tą górą bagaży, której nijak nie jesteś w stanie ani wziąć na raz, ani na dwa razy, a na trzy z ogromnym trudem. No i kto będzie tego szpeju pilnował, kiedy ty będziesz latać w te i wewte? Przecież tam na mieście jest kilka(naście?) milionów ludzi pędzących we wszystkie strony. No i czy tutaj wpuszczają z takimi pakunkami do autobusu/metra/pociągu? Bo przecież nawet w Polsce nie wpuszczają. A jeszcze ci Chińczycy. Nie, nie. Ta opcja jest z góry przegrana. Żadne pudła. Nara.
T.: To co? Składamy i niech się dzieje co chce?
M., patrząc na ułożony na dwóch wózkach bagaż: Ej, ale przecież na razie jest wygodnie, nie?
/Tu muszę zrobić skrót, Drogi Czytelniku, bo ani Ty pewnie nie masz zbyt wiele czasu, aby czytać, ani ja, żeby pisać. (Toż każdy tu dzień jest tak napęczniały wrażeniami, że i każdej chwili szkoda!/

…….
SKRÓT:
Okazuje się, że na lotnisku krajowym jest dworzec autobusowy (Chinki 1+2 chyba potwierdzają, M. jest prawie pewna, że tak zrozumiała) z autobusem do Chengdu. Jesteśmy uratowani! Transportem lotniskowym (tu każdy rozumie, że człowiek czasem nieudolnie się spakuje i bagaż ma trochę większy) szczęśliwie przejeżdżamy.
Zaskoczenie 1: kierowca autobusu (nie taksówki, autobusu) pomaga nam załadować rzeczy, rusza natychmiast, choć w rozkładzie ma kurs za 20 minut (a tam, i tak na razie nic nie ląduje), pomaga nam wyładować rzeczy, znajduje wózek, znajduje Chinkę 3, która trochę mówi po angielsku, żegna się z nami uprzejmie i życzy miłej podróży.
„Ale znaleźli miłych Chińczyków na te lotniska”, myślimy sobie, bo przecież z Chińczykami doświadczenia mamy nienajlepsze.

…….
ROZWINIĘCIE c.d.:
Przy wejściu na lotnisko krajowe .
Chinka 3, mocno zdziwiona: Dworzec autobusowy? Tu? Nie, na pewno nie.
Informacja na lotnisku krajowym.
Chinka 4, mocno zdziwiona: Dworzec autobusowy? Tu? Nie, na pewno nie.
Chinka 5, mocno zdziwiona: Dworzec autobusowy? Tu? Nie, na pewno nie. Tu jest tylko metro. Nim możecie dojechać na stację kolejową i złapać pociąg do Chengdu.

T.: (klnie)
M., pokazując piętrzący się na dwóch wózkach bagaż i łapiąc się za głowę:
Widzi pani to? Przecież nie wpuszczą nas z tym do metra! A nawet gdyby wpuścili, to jak my to przeniesiemy?
Zaskoczenie 2: Chinka 5 zamyka okienko, idzie z M. na stację metra i prosi obsługę, żeby wpuściła te dwa dramaty i pudła.
Zaskoczenie 3: Obsługa się zgadza i pokazuje boczne wejście, którym można wejść.
Zaskoczenie 4: Obsługa pomaga znieść bagaże na peron, żegna się uprzejmie i życzy miłej podróży.
T.: Ty, kumasz coś z tego? Ktoś mówił, że oni są niemili?
T. i M. jadą metrem (na-d-ziemnym, z 15 metrów nad ziemią), oglądają ciągnący się ponad 20 kilometrów Ursynów, który wygląda tak, jak by wyglądał, gdyby został wybudowany za 20 lat oraz nabierają nadziei, że może jednak dziś się uda i przez najbliższy miesiąc porobią coś innego.
M. wyrwana z zamyślenia: Słuchaj, to może jednak trzymać te rowery spakowane najdłużej jak się da, co?
T. wyrwany z zamyślenia: No. W końcu postanowiliśmy, że to bez sensu.
I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej.Przez dworzec kolejowy północny (znów 2 osoby same z siebie na peronie pomagają z bagażami), przez pociąg (pudła jadą za darmo, nikt słowa nie mówi, ze przeszkadzają, mimo, że stoją w przejściu), dworzec kolejowy wschodni w Chengdu (szczęśliwie pusty, bo świeżo otwarty, nie istniejący na mapie), gdzie w asyście sprzątaczek, i przy pomocy ochroniarzy i policjantów składamy w końcu rowery, przez miasto, gdzie w środku nocy policjant pokazuje drogę, a ludzie zamiast tłumaczyć jak dojechać pokazują gestem „jedź za mną”, aż do końca, do hostelu.

…….
ZAKOŃCZENIE:
Było na początku.
MORAŁ: A wystarczyło by mieć na taksówkę? Otóż nie. Bo by się nie miało pojęcia jak kochani są ludzie na trasie lotnisko w Chongqing – hostel w Chengdu. Bo przez miesiące całe nie doświadczyliśmy tyle uprzejmości i pomocnych gestów, co w ciągu tego jednego dnia. A więc morał: nie gadaj, że kwaśne to wino, zanim go nie spróbujesz.

…….
I  K O N I E C. (Choć tak naprawdę to początek.)

Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX

7 myśli do „Ścieżka zdrowia”

  1. bardzo mi lajk :-)))
    /podobno Chiny się bardzo zmieniają 🙂 jak byłam tam grubo ponad 20 lat temu to w dużych miastach nie było przyjemnie ale już w tych pomniejszych to wszyscy pomagali, do domu zapraszali i ostatnim ryżem się dzielili/

  2. Miśki pyśki, cieszę się, że to tak opisujecie. Gdy właśnie ktoś się mnie pyta o Chiny to jednak zawsze bronię ludzi. Z resztą czy można ot tak powiedzieć że ~ 1,3 mld mieszkańców ChRL jest niefajnych? Byłoby to naprawdę nie fair. Wiele razy widziałam chęć komunikacji i pomocy z ich strony, a brak narzędzi po obydwu. Jak zawsze – jak człowiek chce się porozumieć, ma szczerą chęć, to się dogada! A Wy macie – więc luz bluz:) Będzie naprawdę dobrze!

    A gdzie się zatrzymaliście w Chengdu? W Simsach (Sim’s cozy garder coś tam)? To takie super miejsce – przynajmniej dla mnie:)

    Ściskam Was mocno!
    Ola
    P.S. Ale niektóre publiczne toalety to będzie hardcore!;)

  3. Jojo Caly swait ie zmienia a my razem z nim 🙂
    Ale wciaz zwykli chinczycy nas zaskakuja. amieszkanie z nimi w dormbedsach bywa smieszne

    Ola no fajni sa. Kraj troche nas juz podkurwil zamkniecie tybetu ale ludzie to co innego. Zatrzymalismy sie Holly. to taki przyczulek dla chinskich rowerzystow. Mniej turystow choc poznalismy bardzo fajnego polskiego buddyste. W Simsach bylismy. Fajny ogrod ale ceny wyzsze niz u nas. No i troche zadartych nosow najwiekszych podroznikow na swiecie nas obcielo wzrokiem 😉 troche w chinach jak w ameryce pd 🙂
    A!Juz widzielismy jedna hardkorowa ubikacje z jednym kanalkiem wzdloz wszystkich kibli. W samym centrum nowoczesnego Chengdu. Musimy tam wrocic zrobic zdjecie 🙂
    Rowniez sciskamy! 🙂

    Andrzej wiesz jaka ona jest… ona na lodach siedziala w kawiarni w tym czsie. Sam zmuszalem chinczykow zeby zdjecia robili 😉

    Brat, wiesz jak wroce to ci dam troche innych krajow jako propozycje… Choc uczucie totalnego bezpieczenstwa i ogrniczonej swobody jest dosc ciekawe 🙂

Dodaj komentarz