dudni, swiszcze, huczy, uderza, napiera, targa, szelesci, rwie, unosi, wzburza, zrywa, skrzypi, gwizdze, wyje, szamocze, przeszywa, oglusza…
dla tutejszych jest stalym elementem zycia, bez niego czuja sie nieswojo. przyjezdnych otumania, fascynuje, doprowadza do rozpaczy i na skraj szlenstwa. jest krolem swiata, zmienna kochanka, niewyczerpanym artysta, kaprysnym dzieckiem, wszechwladnym potworem. to on decyduje, czy skala bedzie trwac, czy zejdzie lawina, czy bedzie padalo, czy prom wyplynie, czy mozna wyjsc z domu, ustac w miejscu, swobodnie oddychac…
niebo jest blawatkowoniebieskie, swieci slonce i… leje deszcz. chociaz nie, ten deszcz nie leje, on przelatuje przez miasto. krople suna pozioma nawalnica. gdzies na horyzoncie majacza ciemne chmury. to z nich, wiatr te krople przywiewa.
dom w ktorym mieszkamy okres swietnosci ma z soba. ale stoi. jak? nie mam pojecia. jest caly krzywy, powyginany, garbaty, pelen szczelin i szpar. nawet woda pod prysznicem zdaje sie splywac po skosie. kazdy krok budzi cala mase dzwiekow, skrzypien i udrek, plynacych echem z najprzedziwniejszych zakamarkow. jest zmaltretowany, zmeczony. to ten wiatr go tak wyczerpal. kiedy zaczyna wiac, ma sie wrazenie, ze za moment go rozsadzi, ze sie rozsypie jak domek z kart.
przejscie stad – tam, to prosta czynnosc. czlowiek sie nie zastanawia. po prostu idzie. idzie i jakos intuicyjnie wie, jak po pol godzinie bedzie wygladalo miejsce z ktorego wyruszyl, jak bardzo sie oddali, jak bardzo zmniejszy. kiedy po trzydziestu minutach drogi, odwrocilismy sie i spojrzelismy na skrzyzowanie, zaniemowilismy. wiatr sprawil, ze niemal nie posunelismy sie do przodu. ze cala ta walka, caly ten wysilek nie przyniosl prawie zadnego rezultatu. poczulismy sie jak w potrzasku, w pulapce, jak chomiki w kolowrotku.
zycie w europie nauczylo nas, ze bialy szkwal jest rzadkoscia. to jest cos, o czym przez tydzien opowiada sie w wiadomosciach, czyta w gazetach. to cos, co sie wspomina w rozmowach i jest sie dumnym, ze sie go zobaczylo, przezylo. w europie, to kilka podmuchow. zazwyczaj trwaja chwile i znikaja. tu, w patagonii, czas bialych szkwalow jest nie do okreslenia. trwaja poki trwa wiatr. dwa, trzy dni, tydzien… podmuchy nieprzerwanie podrywaja wode na kilkadziesiat metrow i gnaja ja po tafli jeziora, a potem po okolicy, az natrafi na przeszkode albo sie wyczerpie po kilku, kilkunastu kilometrach. ta woda, pedzac, tworzy grzbiety, grzebienie, wiry, geste sciany. kiedy sie stanie na jej drodze, w sekunde zwala z nog, moczy i policzkuje ostrym, surowym zimnem. lepiej zejsc jej z drogi. to przy jeziorach. a na morzu… morskie biale szkwaly widzielismy zazwyczaj z daleka. z tak daleka, ze jedyna ich oznaka, byla tecza. tecza nie znikajaca przez caly dzien. przesuwajaca sie wraz ze sloncem po linii horyzontu.
drzewa nie maja tu latwego zycia. rzadko ktore daje rade przetrwac, dojrzec, zakorzenic sie i zdobyc stabilnosc. lasy pelne sa bialoszarych kikutow, pozwalanych konarow, powylamywanych galezi. wygladaja jak pole po bitwie, pelne wyjacych, rozdartych wiatrem przegranych. jednak kiedy drzewu uda sie przetrwac, zyskuje niezwykla, nieosiagalna nigdzie indziej urode. pochylone pnie, poskrecane korzenie, labirynty galezi, korony jak rozwiane, jak roztanczone podmuchem wlosy. sztuka bonsai nigdy nie bedzie potrafila im dorownac, osiagnac tego piekna, tej rozedrganej harmonii.
skaly. to co wszedzie indziej jest ich moca, tu staje sie przeklenstwem, bezwiednie podpisanym wyrokiem. wiatr kpi sobie z ich sily, niezmeczenie wywiewa zarnko po ziarnku, nieustannie wprawia w ruch podmywajaca je wode, kruszy je i swoja upartoscia, zawzieciem, zmusza do poddania. a kiedy juz sie poddadza, formuje ich niepowtarzalne, postrzepione, niedostepne szczyty.
i tylko jedno istnienie zdaje sie wiatrem nie przejmowac, zdaje sie nim bawic, samolubnie wykorzystywac. kondory. te ogromne, dostojne, niemal monumentalne ptaszyska, plynnie slizgaja sie po podmuchach, leniwie wzbijaja w gore, znikaja w chmurach, by za moment pojawic sie i zataczajac wielkie kregi wleciec miedzy gory, w miejsca gdzie mknacy dolinami wiatr osiaga najwieksza moc, tam staja, zawisaja niemal bez ruchu i z gory, z lekkkim poczuciem wyzszosci obserwuja toczace sie w dole zycie. zdane, skazane na wietrzne kaprysy. ulotne.
Ja protestuje, pierwszy raz do tekstu nie zosta?y
dodane zdj?cia. Czytam, ?e dudni,?wiszcze,huczy,
uderza, napiera,targa itd…, ale chyba to wszystko
nie porwa?o Wam tego co si? nazywa sprz?t fotograficzny.
No Maugosiu to pojecha?a? po bandzie[jak mówi jeden z moich wnuczków],
takiego tekstu to niewymy?li? by nawet sam Kapu?ci?ski zreszt? te? Ryszard.
Szcz?ka mi opad?a, 1000-krotne pok?ony dla Twojego talentu. Tomeczku czekam
na Twoj rysunek do tego tekstu, Ciebie te? chc? pochwali? – a co doczeka?em
si? do wspania?ego Tandemu a mo?e w przsz?o?ci do niepowtarzalnego Trio.
Tata przeciez jest zdjecie. pol patagonii zjechalismy zeby w koncu na nie trafic 🙂 Dziekujemy za dobre slowa i jak zwykle cieszymy sie ze sie podoba.
a co do tego ile nas, to bedzie nas piatka. My. Tajka – bo ktoby nie chial miec tajki. Szwedka – bo ktoby nie chial miec szwedki i Szwajcar – bo ktos nas musi utrzymywac. Taki wesoly kwintecik 🙂
Rany boskie!!!!! Tajka,Szwedka,Szwajcar…[9 miesi?cy+9 miesi?cy+9 miesi?cy+3 miesi?ce odpoczynku]
to dopiero za trzy lata mam Was zobaczy?, ja protestuuuuuuuuje!!!!!!!!Albo jeszcze to przemy?le:)
a czy przypadkiem szwecja i szwajcaria nie leza w europie?
……3 MIESIACE?????
matki polki, RATUNKU!
jest jeszcze opcja na combos – polirasowe trojaczki.
caramba, proponuj? zamiast czeka? i wy? z t?sknoty, sprzeda? star? kolekcj? znaczków i najecha? ich bez zapowiedzi 🙂
S?uszna rada, wystawiam do licytacji kolekcje znaczków sprzed 50 lat – kto da wi?cej?
No dzieciaki, nie znacie dnia ani godziny – oczywi?cie po licytacji:)
Uwaga! Informacja dla p. Premiera – mam kandydatk? na ?wietnego doradc?.
hehe
ja mam nadziej? z?apa? ich gdzie? w azji. ale na ten rok to si? raczej nie zapowiada 🙂
Dzi?ki za link z moj? stronka.
Zauwa?y?em ?e moje foty do wia?o a? do Puerto Varas 🙂
wiatr wieje oby szczesliwie was przywial tam gdzie tylko wy chcecie.
a rysuneczek dziewczynki ktora ma chec odleciec to co? nie widac wiatru
Strza? w dziesi?tk?, Ludzie dzisiaj [7.06.2009r.] s? urodziny
tego Tomka, który zadziwi ?wiat swoimi rysunkami [teraz i w przysz?o?ci].
Spe?nienia marze? tych materialnych i niematerialnych TOMASZU!
Maugosiu twoje teksty te? zadziwi? jak wy?ej.
Trzymajcie si? i nieczepiajcie si? tramwajów jak mówi? mój nauczyciel, kiedy
jeszcze mo?na by?o ich si? czepia?.
STO LAAAT STO LAAT NIECH ?YJE ?YYYJE NAAAAM!!!
:)* 4uTomek :)*
Wszystkiego najlepszego Tomku 🙂
Sto lat!!!
Brdzo bardzo bardzo Wam wszystkim Dziekuje!!!
„Halo prosz? Pana, halo Prosz? Pana, czy Pan mnie s?yszy? Co? si? sta?o….”,tak zapomnia?am, nie wiedzia?am – ale ?ycz? zdrowia, spe?nienia marze? i samych szcz??liwych chwil z t? ?liczn? wariatk?!Pozdrawiam Iza
Iza! Slicznie Dziekuje za zapewnienie komfortu psychicznego! 🙂
z termicznym powoli zaczynamy sobie tu radzic 🙂
31 maja, ostatnia wiadomo?? na tamtaram, ?e wieje, ale ile mo?e
wia? ja rozumiem – urodziny, bankiety, odwiedziny znajomych ale
moi drodzy dzisiaj jest 10 czerwiec i czekam, czekam, czekam……
no i si? doczekam [nie b?d? raptus baw si? c…… to by?o do mnie]
chwilunia momencik 🙂 sie robi szefie! jeszcze moment. narazie mala nowosc. nowy rysunek w watku o psach.
Jak to mi?o, ?e jeszcze kto? mnie s?ucha 🙂
a za rysunek ju? bardzo dzi?kuje, zaraz go zobacze.
Ju? widzia?em, bardzo, bardzo, bardzo…….no nie, nie mog?
znale?? s?owa, tak mnie oczarowa? ten rysunek,a? s?ysz? warczenie
tych piesków, nie to niemo?liwe przecie? one s? takie pogodne
i nie warcz? to jest ich psi ?piew.
Tomek zycze Ci zeby Ci sie kasa skonczyla 🙂
Rany boskie, ale niektórzy maj? brzydkie ?yczenia,
kasa nie wódka, tak szybko si? nie ko?czy, Tomek
nie przejmuj si?, wszyscy Ci ?ycz? [poza jedn? osob?
t? osob?] ?eby kasa Ci si? nie sko?czy?a.