a czasem tak czlowieka nachodzi, zeby sobie policzyc, przemnozyc, podzielic… podsumowac. a jeszcze mocniej nachodzi, kiedy zewszad dociera, eee, wy to na wakacjach, lenicie sie tam sobie, czasu macie a macie… mamy?
no zobaczmy…
przez 443 dni niebycia, bylismy w 122 miejscach. 122 razy trzeba bylo wymyslic dokad jedziemy, spakowac sie, znalezc dworzec/wyjsc na wylotowke, znalezc autobus/pociag/collectivo, zlapac stopa, dojechac do kolejnego miejsca, czasem dwie godziny, czasem dwa dni, w tym nowym miejscu uwolnic sie od taksowkarzy, naganiaczy, podsuwaczy hoteli, ciastek, wycieczek, teczek, znalezc mape, poznac topografie miasta/wioski, przejsc do centrum, znalezc nocleg, albo w polu, miejsce na namiot, rozbic namiot, nazbierac drewna/rozstawic kuchenke, przygotowac jedzenie, a w miescie/wiosce, znalezc bazar albo sklep, kupic cos, ugotowac, zjesc, zorientowac sie o ktorej otwieraja, o ktorej zamykaja, jak to tu ze sjesta, co dziala, co nie dziala, a jeszcze do tego wszystkiego, w kazdym nowym kraju, nauczyc sie pieniedzy, nauczyc obyczajow, nauczyc nazw, zasad, zachowan…
no to od poczatku…
przez 443 dni niebycia, bylismy w 122 miejscach. to trzy i pol dnia na kazde, powiedzmy 86 godzin. minus trzy sny po 8, zostaje 62, mniej srednio 8 na dojazd, daje 54, godzina na pakowanie, godzina na dojscie na dworzec, godzina na dojscie z dworca, godzina szukania noclegu, i juz sie robi 50, mycie, pranie, gotowanie, jedzenie, paznokcie, przeszycia, codzienne te nudnosci, to dwie godziny na dobe, trzy dni – 6, od 50, zostaje 40 i 4 i prawie dwie doby zniknely, a my wciaz nie moglismy wysciubic nosa i zwachac, czym nowe miejsce zachwyca. wiec w miasto/w gory/na pola, ulica/plac/miejsce/muzeum, lazimy, ogladamy, 6 godzin dziennie, mniej wiecej, by poznac, zobaczyc, zrozumiec, to daje 18 i nagle z 44 – 26 sie robi. dzielone na trzy i pol doby to 7 godzin niecale, czyli dokladnie tyle, ile by bylo po pracy, gdyby pracowac non-stop. coz zrobic, sami chcielismy, my tu weekendow nie mamy. a czasu? mniej wiecej tyle, ile ma kazdy w warszawie.
a w tym czasie…
pomysly, listy, kartki, tego policzyc nie sposob… ale sa policzalne: 25 odcinkow rozmow kontrolowanych, 41 tomkowych rysunkow, 2 zrobione wystawy, pelny koncept komiksu i 5 gotowych czesci, 136 stron dziennika codziennego, 50 stron spisanych zamyslen i spostrzezen, 80 stron wklejek z roznosci zebranych po drodze, marzanny dwie wydumane, zrobione i utopione, gra planszowa od zera zmyslona i zmalowana, juz prawie trzy tysiace zdjec opublikowanych oraz 100 wpisow, tutaj, na tamtaram.
to co? to kto da wiecej?
7 myśli do „wrrr…”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
To nie wakacje to ci??ka praca,
ale w liczeniu jeste?cie dobrzy!!!!
zawszw wiedzialam, ze jestescie pracowici:))))))
wyczuwam podsumowanie 🙂
🙂
konrad – czyzbys myslal o ich powrocie???
Jestescie tak inni, ze az piekni.
Kochani, zrobiliscie najlepsza rzecz na swiecie!! jestem pelna podziwu…i dumna z Was..ze Wam sie udalo..i ze jest jeszcze nadzieja ( sorry za patetyzm, ale chyba taki mam nastroj i czuje sie jak przed wielkim skokiem w nieznane…)Buziaki wielkie!!!