bedzie politycznie niepoprawnie. trudno.
wszyscy sie zachwycaja magia, duchowoscia. urokiem dzwonkow o swicie, kiedy rzadkiem, gesiego mnisi plyna ulica wsrod prosb o datek, jalmuzne. kazdemu sie serce otwiera na dzwieki mantr modlitewnych. czarownosc, uniesienie, cierpliwosc, pokora, wspolczucie. budza szacunek, podziw, bo budda, bo skromnie, bo boso.
a mnie po prostu zlosci, gdy stanie taki przede mna i mimo ze odmawiam, a on wtedy odejsc powinien, wciaz stoi. stoi i patrzy. a ja mu nie dam nic dzisiaj, bo dwoch juz przed nim dostalo. i jeden spojrzal na banknot, dostrzegl nominal i… prychnal. odwrocil sie na piecie i odszedl obrazony. a ja za ten banknot jem obiad, wiec wcale to nie malo. drugi sie zjawil po chwili. dostal banany. reakcja? no prosze, rozczarowanie. money – wyjasnia, you. money. a mi sie przypomina wczorajsze stoisko z filmami i mlodzi mnisi schyleni, grzebia, wybieraja, juz kupka odlozona. a potem wyluskuja z toreb, z zakamarkow, garsci pomietych banknotow. skad maja? od tamtej staruszki, ktora w poboznym odruchu oddala im wlasnie posilek? a moze od rikszarza, ktory pojedzie pol darmo, bo mial dzis niewielu klientow? jedno wiem. nie ode mnie. dlaczego? a bo dzien wczesniej dopadlo nas spostrzezenie, ze czemu rano bez butow, a po poludniu juz w klapkach? i czemu z papierosem? a czemu na motorze? a czemu wieczorem z lodem, skoro czescia rygoru sa tylko dwa posilki? ostatni kolo poludnia?
coz… zobaczylam. nie wierze.
9 myśli do „meczydusze”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Świat się zmienia. Niestety. I nie na lepsze. Bardzo Cię popieram. Można by im jeszcze w ramach edukacji dawać do ręki karteczki, z tym co napisałaś tutaj 🙂
jak widac nauka nie idzie w las. u nas tez zbieraja „co laska” i wydaja na co chca
tomku – rysunek jak zawsze sliczny:)
mnisi to mnisi, a chłopcy w szatach to nowicjusze. zazwyczaj z biednych rodzin, które posłały ich do klasztoru, bo nie było ich stać na utrzymanie kolejnego dziecka. znaleźli się więc „u mnicha” nie z pobudek duchowych i żyją tak, jak ich prości rodzice. z takimi samymi potrzebami. w Birmie spotkałam mężczyzn w szatach, którzy otwarcie wyłudzali pieniądze. tak otwarcie, że uznałam, że to żadni mnisi, tylko normalni goście z łysą głową i w szatach ze sklepu z mnisim zaopatrzeniem. potwierdził to mój znajomy, który w Birmie przyjął święcenia i uczył się na mnicha na Buddyjskim Uniwersytecie.
u nas na dworcach wyłudzacze wciskają ci historyjki o cioci, do której przyjechali i nie mają teraz na bilet powrotny. tam wykorzystują inne sposoby, w tym sposób „na mnicha”.
widziałam mnicha (starszego), który o piątej po południu pił piwo z kufla. mnichów na wyprzedażach skarpetek. mnichów z czerwonymi od betelu zębami. chłopcy w mnisich szatach pozowali ze mną do zdjęcia, obejmując mnie – co było wielkim zaskoczeniem, bo oni nie mogą dotykać kobiet. wspomniany znajomy z uniwersytetu nawet nie podał mi ręki na powitanie – takie zasady.
wszędzie tak samo – nie zawsze i nie dla każdego duchowa droga jest duchowa. dla wielu to po prostu droga.
sposób na życie.
a złą karmę odrobią sobie w następnej inkarnacji.
a to pojechałam…
🙂
a pojechalas. i dobrze.
chociaz… szkoda ze to tak to.
Tomasz to ma klawe życie, TeściowoMamuśka go chwali,
każdy rysunek mu się udaje, podróżuje z fajną dziewczyną,
ciekawe dlaczego dobra karma Mu sprzyja, ja wiem ale nie powiem.
Rzeczywiście Inez pojechałaś z tym tekstem, myślałem, że to
wpis na tamtaram a nie komentarz – ale tekst ciekawy, może
być więcej!!!!!!!
Argh! Czuję się jak dzieciak, który właśnie się dowiedział, że Święty Mikołaj nie istnieje. Zniszczyliście moje marzenia.
nie no, spokojnie, przeciez oni nie wszyscy tak.
ja pamietam, kiedys nawet calkiem przyzwoitego ksiedza spotkalam. dajmy im szanse…