meczydusze

DSC_0559.jpg

bedzie politycznie niepoprawnie. trudno.
wszyscy sie zachwycaja magia, duchowoscia. urokiem dzwonkow o swicie, kiedy rzadkiem, gesiego mnisi plyna ulica wsrod prosb o datek, jalmuzne. kazdemu sie serce otwiera na dzwieki mantr modlitewnych. czarownosc, uniesienie, cierpliwosc, pokora, wspolczucie. budza szacunek, podziw, bo budda, bo skromnie, bo boso.
a mnie po prostu zlosci, gdy stanie taki przede mna i mimo ze odmawiam, a on wtedy odejsc powinien, wciaz stoi. stoi i patrzy. a ja mu nie dam nic dzisiaj, bo dwoch juz przed nim dostalo. i jeden spojrzal na banknot, dostrzegl nominal i… prychnal. odwrocil sie na piecie i odszedl obrazony. a ja za ten banknot jem obiad, wiec wcale to nie malo. drugi sie zjawil po chwili. dostal banany. reakcja? no prosze, rozczarowanie. money – wyjasnia, you. money. a mi sie przypomina wczorajsze stoisko z filmami i mlodzi mnisi schyleni, grzebia, wybieraja, juz kupka odlozona. a potem wyluskuja z toreb, z zakamarkow, garsci pomietych banknotow. skad maja? od tamtej staruszki, ktora w poboznym odruchu oddala im wlasnie posilek? a moze od rikszarza, ktory pojedzie pol darmo, bo mial dzis niewielu klientow? jedno wiem. nie ode mnie. dlaczego? a bo dzien wczesniej dopadlo nas spostrzezenie, ze czemu rano bez butow, a po poludniu juz w klapkach? i czemu z papierosem? a czemu na motorze? a czemu wieczorem z lodem, skoro czescia rygoru sa tylko dwa posilki? ostatni kolo poludnia?
coz… zobaczylam. nie wierze.

9 myśli do „meczydusze”

  1. mnisi to mnisi, a chłopcy w szatach to nowicjusze. zazwyczaj z biednych rodzin, które posłały ich do klasztoru, bo nie było ich stać na utrzymanie kolejnego dziecka. znaleźli się więc „u mnicha” nie z pobudek duchowych i żyją tak, jak ich prości rodzice. z takimi samymi potrzebami. w Birmie spotkałam mężczyzn w szatach, którzy otwarcie wyłudzali pieniądze. tak otwarcie, że uznałam, że to żadni mnisi, tylko normalni goście z łysą głową i w szatach ze sklepu z mnisim zaopatrzeniem. potwierdził to mój znajomy, który w Birmie przyjął święcenia i uczył się na mnicha na Buddyjskim Uniwersytecie.
    u nas na dworcach wyłudzacze wciskają ci historyjki o cioci, do której przyjechali i nie mają teraz na bilet powrotny. tam wykorzystują inne sposoby, w tym sposób „na mnicha”.
    widziałam mnicha (starszego), który o piątej po południu pił piwo z kufla. mnichów na wyprzedażach skarpetek. mnichów z czerwonymi od betelu zębami. chłopcy w mnisich szatach pozowali ze mną do zdjęcia, obejmując mnie – co było wielkim zaskoczeniem, bo oni nie mogą dotykać kobiet. wspomniany znajomy z uniwersytetu nawet nie podał mi ręki na powitanie – takie zasady.
    wszędzie tak samo – nie zawsze i nie dla każdego duchowa droga jest duchowa. dla wielu to po prostu droga.
    sposób na życie.
    a złą karmę odrobią sobie w następnej inkarnacji.

    a to pojechałam…
    🙂

Dodaj komentarz