„a mo?na prosi? o jakie? takie suche info na boczku? typu gdzie, co, sk?d to. robi wra?enie, tak czy ?mak, niemniej mój racjonalny mózg domaga si? szczegó?ów. niniejszym prosz?.”
prosze:
droga inez!
jestesmy w boliwii, a dokladnie w jej czesci zwanej altiplanem. altiplano jest plaskie jak stol i dlugie jak polska od morza do tatr. polozone na czterech tysiacach metrow z zachodu i wschodu oddzielone murem andyjskich piecio-szesciotysiecznikow, jeszcze nie tak dawno bylo wielkim jeziorem rozlewajacym sie od dzisiejszego titicaca az do pustyni atacama. wokol niego, a z czasem, w miare wysychania, wokol jego pozostalosci rozwijaly sie tutejsze kultury. glowna z nich, siegajaca zreszta daleko poza ten obszar, to przedinkaska, waleczna i agresywna kultura indian huari. byli to wojownicy, szybko opanowujacy graniczace z nimi obszary. prawdopodobnie to oni, jako pierwsi zaczeli uzywac luku i strzal. podbijanych plemion nie szczedzili. czesc ludzi wyrzynali w pien, a czesc przeznaczali na ofiary dla bogow. w polnocnym chile jest klif u podnoza ktorego zostaly znalezione cale stosy ludzkich kosci – ofiar zrzucanych na brzeg. w innym miejscu znaleziono cele, w ktorych trzymano jencow przeznaczonych na smierc. ich ilosc wskazuje na to, ze obrzedy zaspokajajace krwawe, boskie pragnienia odprawiane byly dosc regularnie.
huari, w odroznieniu od zycia wrogow, swoje wlasne bardzo szanowali. w wyniku tego szacunku celebrowali tez smierc jako tego zycia przedluzenie. podobnie jak np. egipcjanie balsamowali zwloki i wyposazali je we wszelkie niezbedne do zycia sprzety. dzieki temu zmarly zyskiwal nowe zycie, natomiast zyjacy, nowego posrednika pomiedzy swiatem bogow i smiertelnikow.
i z takiej wlasnie kultury, wywodzi sie wiekszosc obecnych wierzen, zabobonow, bogow, legend i tradycji.
wsrod bogow, najswietsza i najstarsza jest pachamama – matka ziemia (czczona tez i w peru i w ekwadorze i byc moze jeszcze gdzies, gdzie dopiero bedziemy 🙂 symbolem pachamamy jest lama. lama, jak ziemia daje wszystko, co jest potrzebne, by przezyc: mleko, mieso, welne, prace. drugi w panteonie jest pozostawiony przez inkow – inka, wizualizowany jako waz albo kondor. pozostali, mniej wazni, zajmuja sie sprawami doczesnymi i powstawali „w miare potrzeb”. i tak na przyklad w pelnym kopaln oruro, najwazniejszy jest el tio. el tio oznacza „wujaszek” i tak nalezy sie do niego zwracac, mimo iz w rzeczywistosci jest diablem (to ciekawe, ze my mamy swietych, oni – diably:), duchem gornikow, zabobonowym potomkiem huaryjskiego, zlosliwego supay – ducha gor.
boliwia, dzieki swojemu polozeniu (altiplano, 4000 m.n.p.m., surowo, sucho, pustynnie, skaliscie, niedostepnie) dosc skutecznie oparla sie wplywom kolonialnym. hiszpanie ograniczyli sie do zbudowania kilku kosciolow, linii kolejowej, transportujacej na wybrzeze wydobyte w kopalniach dobra oraz do znalezienia paru smialkow pokroju simona patino, ktorzy by tego interesu pilnowali. w tych warunkach, latwo bylo o przetrwanie starozytnych wierzen. w troche ucywilizowanej formie, mozna sie im przygladac do dzis. najbardziej spektakularnym i interesujacym przypadkiem jest plemie chipayas, potomkow huari, od 4500 lat zyjace w niezmieniony sposob. ci ludzie mieszkaja w charakterystycznych, zbudowanych na planie okregu glinianych chatkach, zajmuja sie tkactwem, lowiectwem, pasterstwem i uprawa. jak wygladaja ich rytualy, jeszcze nei wiemy, jeszcze tam nie bylismy. wiemy natomiast co sie dzieje w oruro. i tak:
na kazdym bazarze oprocz warzyw, miesa serow i chinskich dzinsow mozna kupic najprzerozniejsze artefakty zapewniajace szczescie pomyslnosc i zdrowie. Ze straganikow wielkosci „szczek” pod palacem kultury zwisaja ciala wysuszonych plodow lamy, dziobki drapieznych ptakow oraz ryjki pancernikow. wszytkie one zastepuja ludzi, niegdys stanowiacych glowny „material ofiarny”. i tak, na przyklad lamy zakopuje sie pod fundamentami budowanego domu, zeby strzec go od zlych duchow… czyli po naszemu zeby sie sciany nierozeschly. na tych straganach, oprocz zwierzat mozna kupic co dusza zapragnie. wlasciwie to cos w rodzaju supermarketu dla czarownic. jest wszystko, od skrzydelek nietoperza i ususzonych jaszczurek przez korzen zenszenia, rozmaite masci, ziola, ziarna czy tabletki, na wspomnianych wyzej ryjkach i dziobkach konczac. poza tym, sprzedawane sa tam male plytki wielkosci pudelka od zapalek, zrobione z cukru i mleka lamy. na nich widnieja tloczone symbole wszystkiego, co nas moze w zyciu spotkac: pieniedzy, milosci, domu, rodziny, dzieci, lekarza, samochodu, ksiazki, telewizora, podrozy… bakterii. plytki te wybiera sie i kladzie na usypana przez sprzedawczynie kupke z lisci koki, smakolykow, jedzenia itp. kobieta odprawia nad tym czary, a potem zabiera sie taka plytke do domu i zjada, wierzac, ze samochod, dom, pieniadze albo bakteria beda dla nas laskawe. na kazdym targu jest tez miejsce dla uzdrowicieli i wrozbitow. karty tarota czy wrozenie z run sa tu na porzadku dziennym. to tyle w miescie.
poza nim, na szczytach otaczajacych miasto gor znalezlismy male, kamienne oltarzyki przypominajace troche miniaturowe groby, a przy nich slady malenkich ognisk, liscie koki, butelki po alkoholu i fiolki identyczne, jak te sprzedawane na bazarze. co znacza te oltarzyki, mozemy tylko przypuszczac. prawdopodobnie sa dzisiejszymi odpowiednikami starych oltarzy ofiarnych. jest ich tam mnostwo. na jednym ze szczytow byl tez krag, otoczony poukladanym z kamieni murem, z siedziskami, ogniskiem i calkiem swiezymi sladami obrzedow.
no i ostatnia rzecz. bog jedyny, wszechmogacy. nie bardzo mu sie tu udalo. zamiast niego, w ilosciach hurtowych wystepuje swieta panienka, a wlasciwie swiete panienki: od chorob, od wody, od cudow, od uzdrowien od czego tylko dusza zapragnie. skad ona? ano jest prosta kontynuacja pachamamy, matki od wszystkiego. a ze sie tak rozmienila na drobne? coz, kazdy ma swoje male potrzeby, a latwiej pojsc ze swieczka do naszej seniory, niz zabic sasiada w ofierze pachamamie.