na rekord

zeszyty strony 88.jpg
a zdjec… no coz, nie ma. bo… no coz, na trasie miedzy granica ekwadorsko-kolumbijskia a bogota wciaz niestety zdarzaja sie nocne ataki partyzantki na autobusy. dlatego aparat jechal rozlozony na czesci i poupychany w najdziwniejszych miejscach. kolumbijska la vida:)

honorowe miejsce w biurach ormeno, poludniowoamerykanskiego przewoznika, zajmuje dyplom. naglowek nie pozostawia watpliwosci. rekord guinessa. najdluzsza trasa autobusowa. chcielismy – nie chcielismy, nie mielismy wyjscia. mimo, ze nie przejechalismy calej drogi laczacej buenos aires z caracas i tak spedzilismy w autobusie piec dni i cztery noce. wsiedlismy w la paz. wysiedlismy w bogocie. pol kontynentu. kiedy po tych pieciu dniach usiedlismy na kawie w dworcowej knajpce, okazalo sie, ze mamy… chorobe morska. mdlilo i bujalo.
jak to dobrze, ze juz nigdzie na swiecie nie ma dluzszych tras.

220V

komiks-220v.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/KIBLE#

znamy sie juz tak dlugo, ze glupio o nim nie wspomniec. tym bardziej, ze budzi z zaspania powodzia niepewnosci. dzis, znowu sie udalo. panie, panowie, przedstawiam: prysznic elektryczny. fenomen ameryki. kwintesencja, majstersztyk, wisienka na torcie absurdow tutejszych instalacji. jak dziala kiedy juz dziala? instrukcja obslugi jest prosta. wlacz korek. odkrec wode. wykap sie. zakrec wode. korek i finito. napraaaawde? ciut bym ja zmienila…
1. poniewaz to spore ryzyko, przemysl jeszcze dwa razy, czy musisz sie juz kapac. musisz? no coz, to do dziela…
2. wlacz korek. zrob to ostroznie, bo to ze wisi na scianie wcale nie oznacza, ze od niej nie odpadnie. zanim jednak go wlaczysz, upewnij sie, czy jest suchy. mokre lubia iskrzyc, a iskrzac lubia kopac.
3. odkrec wode. tak, tak. to cos dziwnego w scianie, z boku, pol metra dalej wlasnie do tego sluzy. nie ma? szukaj na rurach, chocby i na zewnatrz. odkrec ja tylko troche, bo – tu pierwsze prawo prysznica – im mniejszy jest strumien wody, tym woda jest cieplejsza. ale! to nie takie proste! jesli stosunek zalezny cisnienie-temperatura pozwala sie wykapac – w czepkus urodzony lub to twoj szczesliwy poranek.
3a. drugie prawo prysznica: im wiecej urzadzen wlaczonych, tym woda jest zimniejsza. i chwila wyjasnienia. tu, wszystkie instalacje, to nie wiadomo dlaczego naczynia polaczone. jezeli wylaczysz komputer, swiatlo, ladowarke, no jednym slowem wszystko, co moze prad zabierac, twoj prysznic nagle ozyje naprawde cieplym komfortem. z tego samego powodu kiedy odkrecasz wode, swiatlo w lazience przygasa. to standard. nie panikuj. ale zaraz… cos nie tak… punkt drugi cie niepokoi? tak. trafne spostrzezenie. osobny korek to fikcja.
4. wykap sie. coz, jesli jakos juz jestes przy tym punkcie, ogromnie gratuluje.
5. czysciutko? zakrec wode. ale moment! poczekaj! rozejrzyj sie dookola. jezeli w lazience jest bialo i mokro od wody i pary istnieje niebezpieczenstwo, ze wszystko zawilgotnialo. jezeli jeszcze do tego pokretlo jest metalowe, zanim wode zakrecisz sprawdz wierzchem dloni czy mozna. nie kopie? droga wolna.
5a. gdyby jednak kopalo, wierzchem dloni sprawdz korek. nie kopie? odlacz prad.
5b. a gdyby i on kopal, zdejmij klapek ze stopy, wysusz i odlacz prad klapkiem. brak klapka? niech bedzie cokolwiek, co pradu nie przewodzi. nie masz? zawolaj tomka.
6. korek. 5a zazwyczaj sie sprawdza.
7. que limpio! que bueno! finito!

lejdis…

kontrola.jpg

trudno, niech bedzie, ze mnie nawiedzilo i mam misje. niech bedzie nawet jak w nudnawych, amerykanskich filmach, mam to gdzies. musze to napisac, bo ostatni czas uplynal pod znakiem niepewnosci, strachu, stresu, marudnych testow, sprawdzan i leczen. dzis juz wszystko jest w porzadku, bo… badania kontrolne przylapaly klopot, kiedy byl jeszcze niewielki. ale za rok, mogl byc juz wiekszy. za poltora, bardzo duzy. zagrazajacy kobiecosci, a nawet zyciu. i dlatego mam pytanie. drogie dziewczynki, kiedy ostatni raz robilyscie cytologie?

la paz

zeszyty strony 85-86.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazWidokZOkna#

…w la paz byli, empanady jedli, wodke pili, alicje w trojwymiarze zobaczyli, moralesa nie zabili, koncert przezyli, szymona upili, pizze oli zjedli, kilka kluch dodali, winem zalali…
w warsztatach udzial wzieli
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazWarsztatyKomiksowe#
potop ogarneli
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazPotop#
paczke otrzymali
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazPaczka#
rzewnie sie splakali.
no. to koniec i bomba, kto sluchal ten traba.

fatamorgana

bo pracowaly pokolenia.jpg

boliwia jest najbiedniejsza na kontynencie. w wielu miejscach nie ma pradu, nie ma biezacej wody, nie ma porzadnych butow, ubran, drog… a sopocachi – manhattan. tutejsza banka mydlana unosi sie mieszczanstwem nad boliwijska proza. ugrzeczniona portierem, blyszczaca poreczami i golfem w niedzielny poranek. dulska fatamorgana. siedem skrzyzowan dalej w ktorakolwiek strone – zupelnie inny swiat. ulice cale w straganach. kolorowe indianki, pó?le?? w stosach owocow, warzyw, ryb, czegokolwiek. ryz z ryzem i empanada. na obiad, kolacje, sniadanie. dobrze, ze jest, glodu nie ma. zgielk, harmider, rumor, bazarowe targi, rytmiczne zawodzenia spopowionej fujarki… a na sopocachi – jazz. przez uchylone drzwi klubu sacza sie dzwieki strojenia, akustyk cos poprawia, raz jeszcze, chwila, cisza i pelnym, juz czystym brzmieniem prosto na ulice. a na ulicy kawiarnie, bary, restauracje. panowie pod krawatem, panie w blyszczacych lakierkach, zakiety, kostiumy, zapachy. srednioklasowe blyskotki. nie, oni nie sa indianie. ta sama krew? nie ma mowy. oni sa odzieleni od indian kuchnia i pralnia. doslownie. bo kazde mieszkanie ma tutaj podzial na dwa. jest wejscie dla panstwa mieszczanstwa i drugie, z boku, dla sluzby. z jednej strony sie mieszka, z drugiej strony pracuje. i niby wszystko w porzadku, a jednak cos nie pasuje. jak w calej tej dzielnicy. pamietam dawna wizyte, w dworku pod warszawa, u panstwa -skich. z t y c h -skich wlasnie. popoludnie, herbatka, kruche ciasteczka, sluzaca usmiecha sie promiennie, pan -ski melodyjnie zartuje, sluzaca zagaduje, po ludzku, bez dystansu, godziny mijaja lekko, rozmowy zmieniaja tematy, wszystko ma swoj porzadek. wszystko ma swoje miejsce. lecz miedzy tymi miejscami nie ma dzielacych przepasci ziejacych wyzszoscia konta. wrocmy na sopocachi. popatrzmy dookola. razi, az bola oczy… „nie pracowaly pokolenia na forme te i tresc.”

dzie-ku-je-my!

marianna-plonie.jpg
http://picasaweb.google.com/aakruk/MariannaBoliwiannaDosTamtaramos#
http://www.facebook.com/home.php?#!/album.php?id=1511207069&aid=2041133&s=0&hash=36a84e178849508c5a051f1e16ee6c29
http://picasaweb.google.pl/iza.konarska/Marzena2010?feat=directlink#

wiecie… wiecie…
mysmy z nia spali… przez tydzien, w jednym pokoju, a wyscie ja spalili:)))))))))))
/no dobra, wzruszyli sie.  sie siedza, rycza i nie wiedza co napisac/
dziekujemy. calujemy z limy.
no i… zegnaj zimo na rok!

wiecie… wiecie…
mysmy z nia spali… przez tydzien, w jednym pokoju, a wyscie ja spalili:)))))))))))
/no dobra, wzruszyli sie.  sie siedza, rycza i nie wiedza co napisac/
dziekujemy. calujemy z limy.
no i… zegnaj zimo na rok!

drugie miedzykontynentalne palenie marianny!

32 zaproszenie.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/Marianna3#

inez…andrzej…maks… dzie-ku-je-my!
wszystkich… za-pra-sza-my!
:)))))))))))))))))))
juz stare, slowianskie plemiona wiedzialy, ze wiosnie trzeba pomoc. poniewaz odrobina czarow, gusel i zabobonow jeszcze nikomu nie zaszkodzila, 21 marca, o 13.00, goraco zapraszamy nad wisle. zgarnijcie usmiech, znajomych, dzieci, psy i koty i przyjdzcie pod pomnik syrenki. kolejna, stworzona w ameryce marzanna, splonie w warszawie. bo przeciez… ta zima musi kiedys minac:)

cordillera occidental

DSC_7700.jpg
http://picasaweb.google.com/maugoska/CordilleraOccidental#

cordillera occidental to lancuch gorski. jeden z wielu, otaczajacych boliwijskie altiplano. kazdy z nich wyglada inaczej. kazdy rownie pieknie. kiedy tak chodzilismy i z zapartym tchem podziwialismy kolejne tutejsze cuda, nadeszlo zastanowienie…
czy boliwijczyk, widzac mazury, bory tucholskie, karkonosze, tatry… bylby rownie oszolomiony? czy wydalyby mu sie ladniejsze, bardziej ciekawe i niesamowite, niz jego boliwijskie krajobrazy? bo inne, bo gdzie indziej, bo nie przyblakle codziennoscia?
bo kto wie… moze to wlasnie w polsce sa najpiekniejsze gory swiata…

kaktusy

DSC_7566.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/IslaDelPescado#

bo chyba kazdy ma wlasny, chocby i irracjonalny, chocby i nawet naiwny, symbol egzotycznego. ktos turban na meskich glowach, ktos palme, pod palma kokosy, placenie dolarami, targ, kolorowe przyprawy, ktos inny flamingi i strusie, piranie, krokodyle. to pewnie sie rodzi w marzeniach, w dzieciecej glowie, w majakach. dalekie, tajemnicze, niedosiegnione, niepewne. i mysl, ze kiedys, w przyszlosci, na pewno tam pojade. i wtedy dotkne, powacham, zobacze i oszaleje. i bede wiedziala po wskros, ze jestem bardzo daleko, ze skoro tu rosna kaktusy, to dalej juz nie mozna.

kontrast

DSC_7580.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/SalarDeUyuni#

salary. slonce nieznosnie iskrzy w solnej bieli. odbija i ostro oswietla wszystkie mysli polchciane. te, zgrabnie, rowno, w szeregach przechodza przed oczami. wspomnienia. lapie jedno. jeszcze dokola warszawa, jeszcze chodze do pracy, podchodzi kiedys do mnie, patrzy z litoscia i mowi: i tak chcesz rzucic ta prace? najlepsze lata stracisz. a kredyt? a mieszkanie? nie boisz sie, ze przepadnie? tu przeciez dobrze zarabiasz, tu mozesz jezdzic na wczasy, co roku w inne miejsce, a tak? tylko z rynku wypadniesz. zastanow sie, zycie zmarnujesz…
salary. slonce nieznosnie iskrzy w solnej bieli. i co ja mam ci powiedziec?
tu wyzej jest link. tam sa zdjecia.

paczka

DSC_7397.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/PaczkaZTupizy#

ja wiem, ze  t e g o nie przebijemy, ale tez bylo ciekawie.
pani w okienku wiedziala co mowi, mowiac, zebysmy nie przyszli zbyt pozno. przyszlismy wczesnie. wczesnie i przygotowani. z paczka zapakowana, ale nie zamknieta, z paszportami, tasma, pisakiem i duza dawka cierpliwosci. zaczelo sie niewinnie. po kolei wyjelismy wszystkie rzeczy i porozkladalismy na pelnym papierow stole. wiadomo, musza sprawdzic. dokad ma byc? do polski. buch! na biurku laduje potezna, czarna ksiega mrowczo-druczych tabelek. poooolska… szelest kartek, pakistan, pe, pe, pe…peeeru. co? portugalia? a polska? westchnienie, zdziwione spojrzenie, no to raz jeszcze. nic z tego. do kierowniczki i razem, juz kartka po kartce, cierpliwie, angola, dania, meksyk, polska w europie, tak? yhmy. kartkuja powoli, w skupieniu… a bez tej tabelki nie mozna? niesmialo. nie ma mowy, tam jest spis artykulow, ktorych przewozic nie wolno. ale tu same legalne, ni bomb, ni narkotykow… o-o. to chyba zly pomysl. szybko na ratunek, usmiech a la bollywood, grzeczniusie – sori, sori, rzut oka na wielki zegar, pierwsza godzina za nami. pol drugiej w negocjacjach, bo widzi pani, i pani, my przeciez w unii jestesmy, tej unii europejskiej, to moze w ramach wyjatku, mozemy pozyczyc tabelke dajmy na to od niemiec, to przeciez nasi sasiedzi, do tego kraj-dyscyplina, jezeli do nich cos mozna, to do nas mozna na pewno. jest wyjscie? chyba bedzie, krotki kwadransik narady z jeszcze jednym panem i owoc – orzeczenie: wezmiemy tabelke od francji! ha! viva dziewice i kogut! przepraszam, nie wytrzymalam, no dobrze, przejdzmy do rzeczy. rzeczy wazenie, mierzenie, wejrzenie, znaczenie, wycena. pani zartuje? nie. wcale. pani nabiera powietrza i kazda, po kolei, sztuke nawet najmniejsza, cierpliwie kladzie na wadze, spisuje gramy, w rubryczce, odklada na bok i pyta: na ile to wyceniacie? dwie kolorowe plachty, sto dziesiec, he, latwizna, czapka i rekawiczki, czterdziesci, bardzo prosze, podarta ksiazka, no nie wiem, cd, sztuk ile? dwanascie, kazda trzy boliwiany, czternascie korkow od wina, stuletni gwozdz z torow w chaco, a to cooo? to? a marianna. wie pani taki zwyczaj, to zeby zime przegonic. wierzy? wieeerzy… nie wierzy. zaczyna sie szperanie, od dolu, z boku, pod swiatlo, nie mozna tego rozkleic? wie pani, no nie bardzo, to wszystko reczna robota, patrzy, mysli, glowkuje… nagle eureka, podnosi, zaczyna obwachiwac. wolno i metodycznie, centymetr po centymetrze, z oczami przymruzonymi, w skupieniu najwyzszej wagi. kontrola narkotykowa, kwituje po kwadransie. takie mam zalecenia. wazy, odklada, spisuje, to wszystko? tak prosze pani. siada, zaczyna sumowac ciezar kolejnych przedmiotow, w pamieci, na piechote, jest wynik, wtedy zaczyna ukladac je wszystkie razem, na wadze, zeby sprawdzic… czy wynik z waga sie zgadza. o swieci matematycy! zgadza sie! kartke stempluje, usmiecha i idzie do siebie. juz? koniec? nieee, nic z tego. starsza, gruba indianka zajmuje jej miejsce przy stole. czas: trzy godziny czterdziesci. skladamy rzeczy do pudla, kleimy, zamykamy, wazymy, spisujemy, jeszcze tylko papierem, pakowym, ladnie plasterki, chyba od dziecka to robi, wazymy, spisujemy, adres markerem i jest. pani wyciaga cennik, szuka, sprawdza, notuje. czterysta boliwianow. teraz to chyba juz pojdzie, patrzymy na siebie z nadzieja. tu pani wstaje, znika i wraca z gruba ksiega. otwiera, tam znaczki rowniutko, nie wierze, nie wierze, nie wierze, czy ona naprawde zamierza obkleic paczke znaczkami? zaczyna sie zabawa. czterysta boliwianow, to bedzie… rany boskie. sa znaczki za dwanascie, za dziewiec, trzy, dziesiec piecdziesiat, za piec i zero pol. i jak to teraz poskladac, by dalo rowne czterysta? wyjmuje, uklada, liczy, nie, jeszcze raz, cos nie wyszlo, mysli, przeklada, sumuje, kwadransik, no to mamy. slinienie, naklejanie, radosc, glod w brzuchach szaleje, zaraz na obiad pojdziemy, slonce patrz jakie ladne, ksero paszportu poprosze. marzenia roztrzaskane. nie mamy. to zrobcie za rogiem. patrzymy przez okno, punkt ksero, dziewczynka lat z jedenascie przy kopiach sie uwija, jak moze, byle szybciej, bo teraz, tak sie sklada, czas zeznan podatkowych. i oswiadczenia kopiuja. kolejka na pol placu. a moze da sie… nie. yhy. raz, dwa, trzy, cztery… dziesiec. tomek, zrobisz to ksero? idzie jak na skazanie, pani w tym czasie zgarnia karteczki stemplowane, przechodzi za okienko i siada przed maszyna. stoje, licze minuty, a ona jednym palcem, mylac sie przy tym potwornie, powoli, mozolnie wypelnia protokol za protokolem. pierwszy. paczke stempluje. drugi, nakleja naklejke. trzeci, prosze podpisac. czwarty, do archiwum. piaty, zalacza do akt. i szosty, prosze, dla pani. drzwi, tomek, paszport, ksero, dziekuje, uf, do widzenia.
piec minut, dwa skrzyzowania, niemily pan na ulicy, potracil, nie przeprosil. to mu przez ramie, z szelestem, juz teraz wiem co: azzzbys tak… byl drugi w kolejce na poczcie.

ale jazda!

DSC_7111.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/AleJazda#

tyyy…. siedziales kiedys na koniu? e-e. no to co?
o ku…, jakie one wielkie! e tam, lepiej patrz tam! ja pier…, widzisz to? nooo… no nieee, niemozliwe… a tam! o k…, jakie ksztalty! obled! yyyyyy, nieee, nie ma taki…, ty! a tu! myslisz, ze to prawdziwe? gdzie my jestesmy???? aaaaaaaa!!!! tooomeeeek nie moge!!!! cicho, zwierze wystraszysz! o-o, chyba burza idzie!
aaaa!!! no co ty, nie mow ze przelazimy przez ta rzeke! noooo, chyba tak! o ku… jaki nurt, trzymasz sie?  ku… jak na jakims pier… westernie! myslales? aaaaaa! ej nie chce isc, boi sie! walnij go, no mocniej! no! tez masz mokry tylek? nooooo….
no nieee, znooow, ile oni tego tu maja, eeee…. patrz tamten szczyt! jaki kakt… jak… w zyciu takiego nie widz… a ten, tu! tu! ej glowa mi sie urwie! zrob zdjec…! pieprzyc zdj….! lepiej patrz! nieeee… znow burza! ale jaka! szybciej! nie-e-ee! ja-a si-e-e bo-o-o-je ta-ak szy-ybko! cze-ekajcie-e-e-e-e!

kolejny aniol na naszej drodze

DSC_7949.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazWidokZOkna#

…siedemnaste pietro edificio de los andes. kuchnia. tomek walczy z ciastem, ola, szymon i ja z nadzieniem, klejeniem i niecierpliwoscia. radek stoi w progu, bleblaja o czyms z tomkiem, nagle ten sie odwraca, mine ma jak po nocy w haremie, kreci glowa i wykrztusza:
– margolcia, radek pyta czy bysmy nie chcieli u niego zamieszkac, bo jedzie na miesiac do europy.
wyjscie na papierosa bylo formalnoscia. losowi sie nie odmawia.
o drugiej nad ranem zamieszkalismy na pietnastym pietrze, w ogromnym mieszkaniu z widokiem na andy.