to tu to tam, ale zawsze tu: maugoska@tamtaram.pl, tomek@tamtaram.pl
z marzeniami trzeba ostroznie, bo czesto sie spelniaja. w pazdzierniku 2008 rzucilismy prace, wynajelismy mieszkania, spakowalismy plecaki i ruszylismy w droge. na jak dlugo? nie wiemy. dokad? im dalej, tym lepiej. po co? po to, zeby sprawdzic, co ta droga przyniesie. nie chcemy dojechac. chcemy jechac, a w miedzyczasie pisac, rysowac, myslec i wciaz na nowo zadziwiac sie swiatem. a kto, co, komu, czemu i dlaczego? ktos juz nam raz zadal te wszytskie pytania… udzial biora: M: maugoska T: tomek 1. czym sie zajmowaliscie zanim ruszyliscie w podroz? pracowo? blismy art directorami w agencjach reklamowych. poza praca? M: troche scenografii, troche wnetrz, troche zabaw, z jak to na wlasny uzytek nazywalysmy z przyjaciolka, „malymi formami estetycznymi”, juz tlumacze, to byly powstajace na rozne okazje prezenty, upominki, a to album z rysunkami i recznie napisana na materiale, specjalnie wymyslona bajka, z okazji narodzin corki kolezanki, tu tomek tez maczal palce, tez rysowal, a to przestrzenna papierowa gwiazda z wierszem i ilustracjami na gwiazdke, a to juz mniej prywatne, robione na zlecenia nietypowe opakowania, albo takie rozne „cosie”, kiedy ktos przychodzil i mowil, ze chcialby cos zupelnie wyjatkowego. T: glownie nie zajmowalem sie tym, co chyba najbardziej lubilem tzn. rysowaniem. tu nagle okazalo sie, ze mozna. NARESZCIE 🙂 przez ostatnie lata udawalo sie troche, ale tylko jako hautury dla agencji reklamowych. wczesniej z racji studiow troche scenografii i wystawiennictwa. poza tym sprawdzaniem pod jaka gorke w polsce i alpach da sie jeszcze podjechac na rowerze oraz ile jeszcze da sie uslyszec muzyki w muzyce spedzajac dlugie godziny w zasluchaniu muzyka 🙂 a poza poza praca? to chyba taplaniem sie w fontannach, bajorach i stawach warszawskich T: na golasa M: nie zawsze T: no tak, czasem bez wody 🙂 2. latwo bylo tak zerwac z zyciem „tu” (w warszawie) i ruszyc „tam” – w swiat? co was do tego zmotywowalo? zerwac… tak naprawde zerwalismy tylko umowy z bankami, z pracodawcami, telefonami i kablowka. to bylo troche smieszne i troche straszne, caly ten biurokratyczny proces. a reszta? ta duzo wazniejsza, rodzina, przyjaciele, znajomi, reszta ciagle trwa. troche oslabiona przez nasza nieobecnosc, ale tez dzieki internetowi nie zerwana. a motywacja… tomek, moge za nas dwoje? T: no M: bo tak. T: najlepsza motywacja jest brak motywacji. fajnie jest nie musiec nic sobie udowadniac. M: mozna zlapac sie za rece, pojsc przed siebie i zobaczyc co kolejny dzien przyniesie. 3. czy dlugo mysleliscie nad tym wyjazdem – przygotowaliscie sobie plan podrozy? nie. nie planowalismy. jedyne, co wiedzielismy, bo kupilismy bilet, to ze ladujemy w limie. to bylo jakies dwa miesiace przed wyjazdem. a kiedy juz wyladowalismy, samo zaczelo sie ukladac. czasem ktos opowie o jakims miejscu, czasem zobaczymy jakies zdjecie, bardzo czesto przypadki decyduja o tym, dokad trafiamy. M: a myslalam o tym od zawsze. bo ja jestem najszczesliwsza, kiedy zyje w drodze. T: ja nie planowalem takiej podrozy, ani tez jej nie nieplanowalem. gdzies tam wyrastalem m.in. na ksiazkach podrozniczych czytanych przez starszego brata i programach toniego halika i elzbiety dzikowskiej. ale nigdy nie obralem sobie tego za cel zycia. to teraz to nie podroz, tylko zycie w roznych miejscach na ziemi, robimy w nich wlasciwie to samo co w domu. kochamy sie, tworzymy, interesujemy i zadziwiamy wszystkim co dookola. byc moze nas po prostu troche bardziej swedza tylki 🙂 4. co trzeba zabrac w tak dluga pozdroz- czy na kilka lat podrozy (slyszalam, ze trzy?) zabraliscie duzo rzeczy, tylko te najpotrzebniejsze, czy cos takiego osobistego „domowego” tez? hmm, spakowalismy sie prawie tak, jak na dwutygodniowy wyjazd. prawie, bo… wzielismy mniej rzeczy niz na dwa tygodnie. nie da sie przygotowac na niewiadomoile. a nie wiedzielismy i ciagle nie wiemy, ile czasu nam zajmie ta wedrowka. jak tak poczujemy, to pojutrze bedziemy spacerowac po krakowskim przedmiesciu. (a skad slyszalas, ze trzy lata?:) wyszlismy z zalozenia, ze jak nam gdzies bedzie zimno, to kupimy sobie czapke i rekawiczki na miejscu. i tak tez robimy. T: po drodze dokupilismy namiot, garnki, maty do spania, kuchenke, dwa bloki, jeden do rysowania, drugi do lapania stopa, malego laptopa, farby akrylowe, kilka pedzli, metalowa linijke, spodnie bo sie podarly, material na teczke rysunkowa, parowki dla psow poznanych w patagonii i tysiac temu podobnych, potrzebnych-niepotrzebnych rzeczy. poza tym, troche cosiow znajdujemy. a to stare gazety, naprawde stare, z poczatku zeszlego wieku, a to podkowe, a to palacowa klamke okienna, a to kamien:) serio:) czesc z nich, w paczkach, wyladowala juz w warszawie. ciagle zastanawiam sie po co:) M: z osobistych rzeczy, przerzucilam z torebki do plecaka banki mydlane i wachlarz:) T: a ja graja i szmaciana pacynke. druga ma margolcia. a! a aktualny „stan posiadania” wrzucilismy na tamtaram, w koszmarze celnika, tam mozna zobaczyc, wszystko, co nam ciazy:) 5. co jest najtrudniejsze? chyba to, ze dla nas warszawski czas zatrzymal sie na osmym listopada. a tam zycie dalej plynie, ludzie sie zakochuja, biora sluby, rodza dzieci, wszystko nieustannie sie zmienia a my mozemy o tych zmianach tylko przeczytac w mejlu. czasem to troche za malo, chcialoby sie byc na miejscu i cieszyc albo smucic razem z najblizszymi. a poza tym, sa takie male trudnosci, jak nie przypalic omleta na kolejnej nieznajomej patelni, jak trzymac sie dziennego budzetu, jak zniesc swiadomosc, ze w warszawie maj i wiosna, kiedy tu maj i zima… 6. co bylo najbardziej szalone podczas dotychczasowej podrozy? troche zgubilismy definicje, tego co jest szalone a co nie… ale chyba najbardziej szalone bylo przejechanie w tajemnicy ponad pieciu tysiecy kilometrow, tylko po to, zeby zrobic na blogu zart na prima aprilis, puscic wiadomosc: kochani, wracamy… no bo z ushuaia, z oficjalnego konca swiata, juz przeciez tylko wracac mozna:) a poza tym, wejscie na piec i pol tysiaca metrow, zeby ulepic balwana, zadna z ekspedycji nie chciala nam w to uwierzyc, nocny spacer po biedadzielnicy mancory w peru, zeby zobaczyc dlaczego biali tam nie chodza… oj, to trudne pytanie, byc moze szalenstwa sa jeszcze przed nami. 7. jak to jest z ilustracjami ktore tworzycie w drodze i komiksem, ktory zaczal powstawac – technicznie , czyli jak wyglada praca nad grafika w drodze, rysujecie razem? widzialam tez, ze macie piekny dziennik podrozy:) to wszystko zaczelo sie od bloga. z jednej strony, chcielismy, zeby rodziny i znajomi mieli z nami kontakt a z drugiej, strasznie nie chcielismy meczyc ani siebie ani ludzi informacjami o tym, ze wstalismy o siodmej trzydziesci, zjedlismy sniadanie, poszlismy tu a potem tam, ze bylo pieknie… szukalismy czegos, czego tworzenie nas poniesie, zakreci i bedzie usmiechalo. i tak powstal tamtaram w takiej formie w jakiej jest dzis. T: ja z warszawy zabralem kilka stalowek, atrament, dwie farbki akrylowe i maly szkicownik, nie wiedzac tak naprawde czy sie do czegos przydadza. gdzies w ekwadorze powstal pierwszy rysunek do bloga i tak powoli zaczely powstawac ilustracje. z czasem trzeba bylo dokupic farby, pedzle, tusze… w koncu zebrala sie nam calkiem spora, przenosna pracownia. jako ze cierpimy na zbyt duza ilosc pomyslow, od kilku miesiecy rozmawialismy tez o komiksie. okazja powstala kiedy odezwal sie do nas portal koniecswiata.net z propozycja zebysmy dla nich cos porysowali. i tak ruszyl komiks, ktory rysuje ja. margoska natomiast zaczela ilustrowac nasze dialogi z zycia wziete i tak powstal drugi blog – rozmowy kontrolowane.net, czyli cykliczny serial obyczajowy o przedluzonej przydatnosci do wspolzycia:) M: poza tym wszystkim sa jeszcze dwa tradycyjne dzienniki, tomkowy i moj oraz zeszyt z wklejkami. ten lubie najbardziej, to taki odpalacz wspomnien, duzo zywszy niz zapisane slowa. nad kazda strona moglibysmy spedzic dlugie godziny, opowiadajac o drewienku, kamyku, listku czy bilecie. skad jest, jak, dlaczego, co bylo dookola… czasem go fotografujemy i zamieszczamy na blogu, zamiast rysunku czy zdjecia. T: wszystko wymyslamy razem, co napisac, jak zilustrowac, jest tego coraz wiecej ale na szczescie mamy duzo czasu i mozemy w niektorych miejscach zostac dluzej. wtedy nasz pokoj w hostelu zamieniamy w pracownie i zamiast wychodzic i zwiedzac siedzimy w dziwnych pozycjach, a to przy mikrych stolikach, a to robiac biurko z lozka i zapadamy sie w wymyslaniu i tworzeniu… 8. zanim ruszyliscie w tak dluga podroz mieliscie juz zapewne sporo doswiadczen z wyjazdami na wlasna reke, powiedzcie cos o tym… wlasciwie to polowicznie 🙂 M: ja tak, troche jezdzilam. najpierw po polsce, potem przez pol roku po indiach, nepalu i bangladeszu, potem prawie dziesiec miesiecy po azji poludniowo-wschodniej, potem troche po europie… raz pojechalam tez na zorganizowana wycieczke do tunezji. zeby zobaczyc jak to jest. dzien po przyjezdzie, o szostej rano siedzialam juz w autobusie na poludnie. przez tydzien nie spotkalam ani jednego turysty:) T: ja nie. samotnych wypadow w gory z rowerem i bez nie licze. dlatego tez m. in. w ekspresowym tempie musialem nafaszerowac sie wszystkimi potrzebnymi na calym swiecie szczepionkami. wspominam to… bolesnie 🙂 9. finanse, taka dluga podroz to tez wydatki, zarobiliscie wszystko w polsce, czy zarabiacie tez jakos w czasie podrozy ? mamy w warszawie dwa wynajete, ciagle nie do konca splacone mieszkania. pieniadze ktore dostajemy za wynajem, po odjeciu kosztow, czynszu, podatku i splacie kredytow, daja nam jakies dwadziescia dolarow dziennie na dwoje. choc to bardzo trudne, z tego staramy sie zyc. mamy tez niewielkie oszczednosci, ale one sa na dodatkowe wydatki, takie jak namiot, czy ubezpieczenie i na tzw. czarna godzine. poza tym, coraz czesciej myslimy o zarabianiu. rozgladamy sie za praca tu, w ameryce i za zleceniami z polski. na storyboardy, ilustracje, grafike… moze jakis fotoreportaz. dzieki takim zleceniom, moglibysmy dotrzec do miejsc, ktore w tej chwili sa dla nas zbyt drogie… T: dajmy na to taki mars… M: …oraz nie martwic sie o pieniadze, gdyby po drodze, z naszej dwojki zrobila sie trojka. T: a potem piatka… kanarek i pies M: toooomeeeeeek…
Ale fajna kosmitka i kosmita,tajny agent przekaza? informacje, ?e NASSA chce Was kupi?.
pod równikiem z lud?mi dzieje si? co? ten teges…
zadne tenteges. staramy sie wtopic w tlum. a, a ile nasazanasda?
NASSA za Was da tyle, ile zarz?da Tajny Agent, ale on g?upi nie ma poj?cia,
?e taka Kosmitka i taki Kosmita s? bezcenni, szczególnie dla mnie.
kochani jestescie na maksa zakreceni i za to was kocham:)))))))))))
…a ja ; je?li moge – (z tego miejscs) chcia?bym bardzo serdecznie
pozdrwi? ” mamu?ke. 🙂
ch?tnie bym si? z paniŕ zobaczy?
– aaa ni i bym zapomnia? was tez
Zapomnia?em Wam powiedzie?… W LA PAZ NAPU?CILI WODY W FONTANNIE. Zawsze nie w czas.
Cholera!
wracamy!
Hej, trafiłem na waszą stronę przypadkiem… cieszę się jednak że mi się to przydarzyło. Powiem krótko… zazdroszczę wam tego że byliście w stanie podjąć decyzję o takim wyjeździe. To nie jest łatwa sprawa. I z wielkim zaciekawieniem czytam dalsze wasze losy, bo w głębi duszy sam chętnie bym wyjechał, tak gdzieś, jak Wy …. Pozdrawiam, Marek.
Aaalo.
podobnie jak i wyzszy piszacy Marek, surferowy prad przygnal mnie na wasza stronke i stwierdzam bezapelacyjnie – kochani – BOMBA BOMBA ATOMOWA!
wszystko tu GRA ( w moim rytmie baaaaaaaaaaaaaaardzo), TANCZY I HUCZY zyciem, miloscia, pasja, talentem, dobrocia serduch i otwartymi glowami –
dziekuje za ten wspanialy usmiech na mojej buziuli, motywacje-inspiracje co znow mi mowi ze MOZNA – NAPEWNO – ZNOW CZAS
dumnam z takich ludzisk!
ahoj!
anitabandita
anita, marek, pieknie dziekujemy za tak cieple slowa. az sie wzruszylismy. szczesliwie nam bardzo na kazdy usmiech:) jeszcze jeden sens tego naszego dreptania po swiecie. sciskamy mocno!
powodzenia!! choc juz wiele za Wami ale kibicuje Wam i dzieki za bloga!!
wiele za nami? eeeeeee, przed nami, to dopiero! ze ho!ho!
?