KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA
Kochani, od soboty banan nam z twarzy nie schodzi, i wzruszeniowo nam i szczęśliwie aż rozpiera.
DZIĘ-KU-JE-MY WSZYSTKIM!!! I tym, którzy dotarli, i tym, którzy dotrzeć nie zdołali, ale dobrym słowem przytulili.
Jedną mam tylko niepewność… Nie zapomnieliśmy przypadkiem zaznaczyć na listach życzeń, że yyyyy…. że ZIMY nie chcemy?
Ale to nic, to nic, w śniegu, w mrozie, byle szczęśliwie było!
A mnie refleksja taka naszła. Napisałam raz w liście tak:
„Opowiem ci coś.
Pierwszego roku, kiedy byliśmy w świecie i przyszła wiosna, myślałam że nas skręci. Te myśli niesforne o bzie na Saskiej, o kasztanach, o Krakowskim Przedmieściu w ten jeden jedyny w roku specjalny weekend, kiedy ożywione słońcem dziewczyny, wszystkie jak jeden mąż, wdziewają krótkie spódnice. I siedzenie wtedy pod bramą Uniwersytetu, na chodniku, z winem w dłoni i oczami na poziomie tych ich nóg bardziej tańczących niż idących… Tęskniliśmy jak szaleni.
Drugiego roku było trochę łatwiej, bo w kwietniu wylądowaliśmy na wojnie* w Tajlandii, potem w Birmie i u uchodźców i zanim się zdążyliśmy wykaraskać z szoku rzeczywistości to i Dzień Dziecka minął i po wiośnie. Ale pamiętam, że i wtedy, niezmiennie i uparcie powtarzaliśmy sobie, że jeśli wracać do Polski to tylko, TYLKO wiosną, bo ona najpiękniejsza i taka już wytęskniona.
A rok trzeci co? Wiosna? A tak, tak, ślicznie, takie wszystko świeżutkie… A za czym tęsknisz najbardziej?
O rany, najbardziej, najbardziej… to chyba za listopadem. Tak coś przed osiemnastą i żeby było zimno, gnuśnie i na granicy, tak że nie można powiedzieć czy to deszcz jeszcze czy śnieg już i żeby wiatr wiał tym w oczy i żeby było mgliście i pomarańczowo od świateł warszawskich latarń… A potem przysiąść sobie na kwadrans w Barze Piotruś, przy jednym czy drugim oknie i mieć w kieliszku trochę Luksusowego Winiaczku. Ale nie za dużo, nie za dużo, bo zaraz trzeba już iść, pogodą się nacieszyć.
Pomyślałabyś?”
To niewiarygodne, nic a zupełnie nic się w nas od czasu napisania tego listu nie zmieniło. Coś się w którymś momencie znienacka przekliknęło i każe wściekle kochać słotę, błotę ciemną, późnojesienną malignę. Nie umiem tego zrozumieć. Przekora? Początek szaleństwa? A może to trochę jest tak, że w słońcu, to wszędzie ładnie. A w szarudze, w plusze tylko Polsce do twarzy? Cóż, oby do Listopada!
* chodziło o przeciągające się kilka miesięcy, krwawo zakończone demonstracje Czerwonych Koszul
Post powstał na arcyklawym notebooku Acer Aspire TimelineX
Wciąż nie mogę się zdecydować, czy śmiać się, czy ryczeć.
Hm… jakbym to gdzieś już czytała…:) A co tam, a ja chcę wiooooosny…!!! Już dość mżawki i szarości! Kolorów, kolorów!
Szymek, śmiej się przez ryk:)
Edith, po prostu zamknij oczy i wyobraż sobie… zielonyróżowyczerwonyniebieskżółtyfioletowyyyyyyyyy
całuję i ściskam
A wiosna kpi sobie z nas w najlepsze. Ani słońca, ani świeżej zieleni, ani krótkich spódniczek. Lepienie zająców wielkanocnych ze śniegu i lany poniedziałek, podczas którego nikt nawet nie zmókł, bo nie było jak… Chyba nawet najwięksi fani zimy powoli zaczynają zmieniać preferencje. Każdy już chce deszczu i wiosny.