KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA
Nazywając rzeczy po imieniu, prześladował nas pech. Może nie jakiś wielki, pojedynczo-spektakularny, ale jednak wlókł się za nami od dłuższego czasu, coraz mocniej wzbierającą falą małych, kumulujących się upierdliwości. I męczył. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej. A to coś się psuło, chociaż wcale nie musiało, a to ktoś zamknął okienko tuż przed naszymi nosami, więc się spóźniliśmy, więc się nie udało, więc… A to ludzie w hotelu, czwartym już z kolei, trzecią noc z kolei perorowali do rana. A człowiek musi spać przecież. A to… I tak w kółko. Codziennie, ciągle coś. Czytaj dalej Pod górkę. C.d.