KLIKNIJ TU, ŻEBY OBEJRZEĆ ZDJĘCIA
Doszliśmy dziś rano do wniosku, że człowiek marzy statycznie.
Ot, choćby takie marzenie o morzach południowych i ich tropikalnych wyspach.
Zaraz do głowy przychodzi półksiężyc złotej plaży, turkusowa woda muskająca brzeg pełen wzorzystych muszli o najwymyślniejszych kształtach (czekoladowych piękności oblepionych żwirkiem jak w kalendarzach Pirelli?), palmy pochylone nisko nad jasnym piaskiem – ich łuki aż się proszą, by je zgrabnie wpleść w krwistoczerwony kadr z zachodzącym słońcem.
A kawałek dalej, tam gdzie brzeg się unosi i oblepia skałami – niewielki, uroczy domek z całkiem przyjemnym tarasem, na którym będziemy się lenić wyciągnięci w hamaku czy kołysząc się lekko na bujanym fotelu zagłębiać w jakąś niezbyt angażującą lekturę. Domek stoi na palach, powyżej tafli wody, tak, by w czasie przypływu siedząc na skraju tarasu i spoglądając w dół można było podziwiać feerie kolorowych, egzotycznych ławic baraszkujących wesoło między zdobionymi mozaiką skorupiaków fantazyjnymi skałami. Ładnie? No ba! Jak na zdjęciach!
No właśnie – jak na zdjęciach. Statycznie i marzeniowo.
Słuchajcie, mamy to wszystko (no może bez Pirelli i plaża nie aż tak bardzo półksiężycowo wygięta, ale reszta jest). Mamy i… od trzech dni zwyczajnie szlag nas trafia. Bowiem ten wymarzony, arcybłogi constans – z miłą temperaturą niecałych trzydziestu stopni, czystym, błękitnym niebem i barwnym kalejdoskopem podwodnego życia statyczny wcale nie jest. Czyli… dajmy na to, całkiem dynamicznie może się zmienić pogoda, a na naszym morzu, jak to na morzach bywa może zerwać się sztorm. A wtedy…
Dmie, wyje, buczy. Fale jak furiatki walą o skały pod domkiem, hucząc przy tym tak, jak by je coś opętało. Deszcz skotłowany z bryzą zacina prosto w okna, zostawiając na wszystkim lepko-słony kożuch. Wiatr fruwa po całym domku tarmosząc każdą rzeczą, jaka mu stanie na drodze, temperatura spada do smutnych siedemnastu, co w tych warunkach jest mrozem, wilgotność za to wzrasta chyba do tysiąca, co w tych warunkach jest piekłem. Żeby porozmawiać, trzeba się wydzierać, o spaniu można zapomnieć, a…
No dobra, kończyć zaczynam, bo już, już słyszę te głosy: Ale o co wam chodzi? Przecież w tym roku w Europie lato całe takie. O jezu, jezu, akurat.
Od trzech dni, cholera nie śpimy, poględzić nam się chciało. No i może przestrzec przed tą statycznością marzeń. To niebezpieczna przypadłość obarczona pewnym ryzykiem rozczarowań. Nam tam wszystko jedno, możemy zostać miesiąc, poczekać na pogodę, ale jak ma się tylko tydzień czy dwa urlopu…
Post powstał na zajebistym notebooku Acer Aspire TimelineX