ale jazda!

DSC_7111.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/AleJazda#

tyyy…. siedziales kiedys na koniu? e-e. no to co?
o ku…, jakie one wielkie! e tam, lepiej patrz tam! ja pier…, widzisz to? nooo… no nieee, niemozliwe… a tam! o k…, jakie ksztalty! obled! yyyyyy, nieee, nie ma taki…, ty! a tu! myslisz, ze to prawdziwe? gdzie my jestesmy???? aaaaaaaa!!!! tooomeeeek nie moge!!!! cicho, zwierze wystraszysz! o-o, chyba burza idzie!
aaaa!!! no co ty, nie mow ze przelazimy przez ta rzeke! noooo, chyba tak! o ku… jaki nurt, trzymasz sie?  ku… jak na jakims pier… westernie! myslales? aaaaaa! ej nie chce isc, boi sie! walnij go, no mocniej! no! tez masz mokry tylek? nooooo….
no nieee, znooow, ile oni tego tu maja, eeee…. patrz tamten szczyt! jaki kakt… jak… w zyciu takiego nie widz… a ten, tu! tu! ej glowa mi sie urwie! zrob zdjec…! pieprzyc zdj….! lepiej patrz! nieeee… znow burza! ale jaka! szybciej! nie-e-ee! ja-a si-e-e bo-o-o-je ta-ak szy-ybko! cze-ekajcie-e-e-e-e!

kolejny aniol na naszej drodze

DSC_7949.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazWidokZOkna#

…siedemnaste pietro edificio de los andes. kuchnia. tomek walczy z ciastem, ola, szymon i ja z nadzieniem, klejeniem i niecierpliwoscia. radek stoi w progu, bleblaja o czyms z tomkiem, nagle ten sie odwraca, mine ma jak po nocy w haremie, kreci glowa i wykrztusza:
– margolcia, radek pyta czy bysmy nie chcieli u niego zamieszkac, bo jedzie na miesiac do europy.
wyjscie na papierosa bylo formalnoscia. losowi sie nie odmawia.
o drugiej nad ranem zamieszkalismy na pietnastym pietrze, w ogromnym mieszkaniu z widokiem na andy.

to zanim o kolejnych spacerach…

DSC_7936.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/LaPazPierogi#

…la paz. mala arabska dziupelka przy ulicy murillo.
– ale sluchaj szymon, bo my to za bardzo kasy nie mamy, zeby sie po knajpach rozbijac i tak pomyslelismy, ze moze bysmy u ciebie w domu sie spotkali, cos zgotowali, ja moge z jakims hindusem zawalczyc…
– nieee! niee! polskiego cos! wiem! pierogi! ruskie! ja mam zubrowke! bedzie po polsku, jeszcze jedna dziewczyna, polka do mnie mejla napisala i jeszcze w markecie polaka spotkalem…
– eeeej, ale tu przeciez latwiej diabla nawrocic, niz twarog prawilny znalezc…
– nie, moja dziewczyna jakis ser z farmy przyniosla, chodzcie zobaczyc, moze bedzie dobry.
siedemnaste pietro edificio de los andes. kuchnia. otwieram plastikowy pojemnik i oczom wlasnym nie wierze. ser jak marzenie!
taaaaak.
a kilka godzin pozniej, ubzdryngolona ciut dusza zawyla szczesciem, bo wiecie, wiecie… wyszly… wyszly jak… no ja nie wiem, no tomek, no wez ty powiedz…
ale to nie wszystko…

cerro rico – gora, ktora zjada ludzi

DSC_7359.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/PotosiKopalnie#

nietrudno dzis sobie wyobrazic, jak wygladalo wnetrze tej gory 450 lat temu. nietrudno tez zobaczyc, jak wygladaly cuchnace siarka podziemne labirynty. i nietrudno poczuc, jak gryzl, jak przytykal pozbawiony tlenu kopalniany pyl. od chwili, gdy pierwszy kilof odbil sie gluchym echem od zbocza cerro rico, niewiele sie tu zmienilo.
eksplozja. dwie, trzy… ocho.. nueve… diez. mozemy isc. nad lukiem wejscia wisi krzyz. to wejscie jest granica. swiat na zewnatrz nalezy do boga, w swiecie na zewnatrz to do niego sie modlimy, w niego wierzymy, jemu oddajemy w opieke nasze rodziny, losy i zycia. ale to wejscie jest granica, poza ktora moc boga nie siega. swiatem wewnatrz, rzadzi szatan i dlatego wewnatrz musimy wierzyc w szatana, w el tio, pana podziemi.
mimo, ze to glowny korytarz, jest wasko, ciemno i nisko. swiatlo dzienne znika za pierwszym zakretem, oczy niechetnie przywykaja do migoczacych czolowek. srodkiem korytarza ida tory, po ktorych gornicy pchaja wypelnione po brzegi wagoniki. pol tony, tona. kiedy jedzie taki wagonik, trzeba szybko przedzierac sie lub cofac do najblizszej wneki, przywierac do wilgotnej sciany i czekac. inaczej bedzie accidente, wypadek. wagonik zmiazdzy.
slowo accidente jest wszechobecne. wszyscy wymawiaja je z namaszczeniem, ze smutkiem, ze strachem i modlitwa. tu kazdy kogos stracil, tu kazdy wie, ze w kazdej chwili moze stracic samego siebie. to dlatego trzeba liczyc wybuchy, zawsze musi byc tyle, ile zapalnikow, jesli jest mniej, to znaczy, ze cos poszlo zle, ze el tio byl zlosliwy, dynamit zostal w scianie i w kazdej chwili moze eksplodowac. to dlatego trzeba uwazac na niewzmocniony strop, ktory nie wiadomo kiedy runie, na szczeliny, czychajace na nieostrozny krok, na glebokie, kilkudziesieciometrowe szyby… tu kazdy ruch, kazda chwila to niemy pojedynek z accidente. a ta gora jest nienasycona. i bezwzgledna. bo ona sie msci, za to, ze ludzie ja okradaja i z tej zemsty zjada ludzi.
w jednej ze scian glownego korytarza majaczy niewielki, nieregularny otwor. w dole otworu majacza drabiny. ile ich jest, nie widac. powoli, po kolei, ostroznie zeslizgujemy sie po skale, szukamy stopa najwyzszej poprzeczki i rozchybotana, polaczona sznurkami konstrukcja schodzimy nizej i nizej i nizej i nizej. na kolejny poziom. tam, kilkanascie metrow w przod i znow klaustrofobiczna, waska studnia, znow drabina, druga, czwarta, piata, wreszcie skalna polka. robi sie coraz cieplej, tu wewnatrz, na nizszych poziomach temperatura dochodzi do 50 stopni. ciezko. duszno. a tu jeszcze raz. szczelina, krucha sciana, drabiny, jeszcze glebiej, jeszcze dalej, jeszcze nizej, gorac, huk. i nagle biel. i nie ma nic, korytarz wypelniony jest pylem rozmydlajacym swiatlo czolowek. idziemy po omacku, nic nie widac, poza hukiem nic nie slychac, ciezko zlapac oddech. mimo, ze zeszlismy w dol, wciaz jestesmy na sporo ponad 4000 metrow, juz sama ta wysokosc odbiera sile, kradnie tlen. a tu dodatkowo ten pyl, ta ciasnota, ten halas. doszlismy do konca. nagle cisza. z metnej, cuchnacej jasnosci wynurza sie dwoch gornikow, zblizaja sie, witaja, juz mozna spojrzec im w oczy, mozna dac prezenty, w koncu porozmawiac. jak sie nazywaja? tak i tak. ile maja lat? po niecale trzydziesci. jak dlugo pracuja w kopalni? prawie po pietnascie, zrezygnowane spojrzenia. i nagle zimny dreszcz. i trzaskajaca swiadomosc. juz zrzucmy ten sztuczny usmiech, bo przeciez wszyscy wiemy, ze przed nimi juz tylko krotka chwila zycia.

od momentu odkrycia zloz srebra, cerro rico pochlonelo osiem milionow ludzi.
dzis wciaz czynnych jest okolo 500 kopaln. pracuje w nich ok. 14000 osob. niewielka czesc zatrudniona jest w zapewniajacych opieke lekarska i rente spoldzielniach, wiekszosc, dziala na wlasny rachunek.
pomimo oficjalnego zakazu, do pracy zatrudniane sa dzieci.
wiekszosc kopaln nie ma zadnych zabezpieczen ani wentylacji, a do pracy uzywane sa jak przed wiekami, kilofy, metalowe prety i mlotki.
z powodu panujacych w kopalniach warunkow, nieustannego kontaktu z pylem i trujacymi gazami, pracujacy w nich gornicy umieraja w przeciagu dziesieciu – pietnastu lat od pierwszego zejscia pod ziemie.

gringo rico

walter obudzil sie chwile przed dzwonkiem budzika. zimny powiew boliwijskiego altiplano wslizgnal sie przez szczeline uchylonego okna. walter cicho przeklal brak ogrzewania, przetarl oczy i wstal. o dziewiatej, spod biura silver tours ruszala wykupiona wieczorem wycieczka. do mennicy? do kopalni? nie do konca pamietal, ale nie czas sie nad tym zastanawiac, bo spotkany wczoraj w pizzerii rodak polecil mu podawana tuz za rogiem owsianke z miodem. jak w domu! – mlasnal znaczaco. takiej rekomendacji nie mozna zlekcewazyc, zwlaszcza tu, w boliwii, gdzie wszedzie tylko brod, smrod i bakterie.
w agencji pojawil sie dziesiec po, strzepujac z brody resztki mleka. spojrzal na nas i wypalil: cool, biale zeby blysnely usmiechem, dlugo tu jestescie? nie zdazylismy odpowiedziec. ja juz trzy tygodnie, z limy do cuzco, lot nad nazca, wow!, machu picchu, cool, kanion colca, kondory, w la paz, you know, droge smierci zrobilem, potem w dzunglii trek, krokodyle i tu teraz. a! to gdzie my jedziemy? nie zdazylismy odpowiedziec. no, a jutro jade robic salary, potem atacame….
dojechalismy na targ. przewodnik zaczal zbierac pieniadze na prezenty dla pracujacych w kopalni gornikow. walter najpierw nie zrozumial, potem stanal jak wryty, troche zbladl i belkotliwym zadziwieniem wykrztusil: to… to tam sa gornicy?!?!

cerro rico – gora warta potosi*

zeszyty strony 79.jpg
http://picasaweb.google.pl/maugoska/Potosi#

trudno dzis sobie wyobrazic, jak wygladala ta gora 450 lat temu. czy porastaly ja ostre trawy? czy ptaki wily na niej swoje gniazda? czy pokrywaly ja kopczyki ofiarne? slady ognisk? a moze tajemniczo lsnila, poblyskiwala w sloncu?
cerro rico. rico znaczy bogaty. w tym jednak przypadku, owo bogactwo bylo wyjatkowe. owego bogactwa mial dotknac caly swiat.
legenda mowi, ze gdy huayna capac, jedenasty monarcha peru, ujrzal gorujacy nad okolica stozek, oczarowany jego dostojnym pieknem stwierdzil: bez watpienia, musi on kryc w swym sercu ogromne ilosci srebra! zaraz potem, nakazal poddanym, by ruszyli na podboj niezwyklego skarbu. gdy uzbrojeni w narzedzia ludzie dotarli na szczyt, niespodziewany, zrodzony w huku piorunow glos, zagrzmial: nie zabierzecie ukrytych tu darow! sa one przeznaczone komu innemu! ani krol, ani poddani nie odwazyli sie sprzeciwic woli bogow.
niemal sto lat pozniej, inkaski posterz, diego huallpa, szukal zagubionej u stop wzgorza lamy. zmeczony dniem, zatrzymal sie, by odpoczac. rozpalil ogien, usiadl i sie zamyslil. nagle zar ogniska zaczal topic ziemie, a z jej szczelin poplynela leniwa, lsniaca struzka. srebro! tak poszukiwane przez niedawno przybylych tu hiszpanow!
ten dzien potoczyl lawine. zalozone 10 kwietnia 1545 roku przez juana de villarroel, niewielkie gornicze miasteczko, niecale trzydziesci lat pozniej, stalo sie siedziba pierwszej w ameryce poludniowej mennicy i w czasie kolejnych 100 lat przeistoczylo w najbogatsza na swiecie, dwustutysieczna mertopolie, wieksza od owczesnego paryza czy londynu. tutejsze srebro przetapiane na reale zalalo wszystkie kontynenty, potosi kwitlo niezmierzonym bogactwem cerro rico. ku niebu piely sie misternie zdobione wieze kosciolow, zbocza gor pokryla serpentyna ulic, placow i targow, a dookola wyrastaly pelne przepychu wille i kamienice. ze starego kontynentu naplywaly luksusowe artykuly, wymieniane na kolejne tony drogocennego kruszcu. zycie tetnilo.
niestety, nawet najwieksze bogactwo ktoregos dnia zaczyna topniec. po ponad 250 latach nieustannego eksploatowania, po wydaniu na swiatlo dzienne ponad 45 tysiecy ton czystego srebra i 70 procent bedacych owczesnie w uzyciu monet, cerro rico stracilo swoja hojnosc. drzemiace we wnetrzu gory zloza stawaly sie coraz bardziej niedostepne, kruszconosne zyly, coraz mniej czyste, a warunki pracy nieznosnie niebezpieczne. potega potosi zaczela sie chwiac. spadajace ceny srebra, nadchodzaca fala walk o niepodleglosc i wycofywanie sie hiszpanow na stary kontynent sprawily, ze dziewietnasty wiek obalil rzady wielkich fortun. potosi upadlo.
a cerro rico? kiedys piekne i dumne, dzis cale porozdzierane, pokaleczone bliznami drog, oszpecone szarymi haldami, naznaczone setkami niemych dziur i wnek dzwiga na sobie ciezar minionej szczodrosci. kiedys najbogatsza gora swiata, dzis zludnie poblyskuje kiczem promieni zachodu odbitym od blaszanych dachow domow biednych dzielnic. niestety, przychylna fortuna zapomniala o tym miejscu.

* valer un potosí – warte potosi – warte fortune, utrwalone przez cervantes’a, uzywane do dzis powiedzenie pochodzace ze zlotych, choc moze trafniej by bylo powiedziec, srebrnych czasow potosi.

oczywistosci nieoczywiste…

oczywistosci dziela sie na oczywiste i nieoczywiste.

oczywiste, to takie jak:
czlowiek nie moze wiecej niz moze, albo
kazdy kwadrat jest prostokatem, ale nie kazdy prostokat jest kwadratem, albo
nikt sie jeszcze z glodu nie zesral…

nieoczywiste zas trafiaja znienacka i podstepnie. a jakie? a takie na przyklad, ze tak, tak, to nie film historyczny ani muzeum techniki, to rzeczywistosc w czystej prozie, wyszukiwarka google laduje sie uwaga… dziesiec do pietnastu minut, poczta, dwa razy tyle, strona tamtaram – nie wiadomo, bo z czystym sumieniem moge powiedziec, ze nikt jeszcze nigdy tego nie sprawdzil.
no i w tych warunkach, jedyne co mozna zrobic, to pojsc na spacer.

juz za chwileczke, o spacerach.
obiecujemy. oczywiscie.

oraz. bardzo pieknie dziekujemy za wpisy. oraz. jeszcze raz, o technikaliach, bo wpis kazdej nowej osoby musimy zaakceptowac i dopiero kiedy to zrobimy, taki wpis sie pojawia. potem juz hulaj dusza:) to nie kontrola, ale walka ze spamami.

oraz. wszystkim walnientynkom i walnietym, wszystkiego calusnego.
houk.

tamtaram w gildii komiksu!

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

wlasnie trafilismy do najwiekszego polskiego portalu komiksowego 🙂
http://www.komiks.gildia.pl/tworcy/tomasz-larek/tamtaram